Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1878

Ta strona została przepisana.

Pan de Valgeneuse żywo podjął ten wyraz, lecz nie żeby się zań rozgniewać, jakby przypuszczać można.
— Jeżeli generał mniema, iż mnie obrazi, rzekł, nazywając mnie jezuitą, to grubo się myli. To tak samo jakbym ja nazwał go wojskowym. Nie sądzę ażebym ja widział w tem obelgę.
Dyskusja stanęła na tem, izba przeszła do porządku dziennego.
Wróciwszy do domu około godziny piątej, generał Herbel zastał pana de Marande.
Bankier już był zawiadomiony o wypadku zaszłym w izbie oraz o szczegółach, które mu towarzyszyły.
Widząc go generał, ze swej strony domyślił się co go sprowadza, podał mu rękę i prosił siedzieć.
— Generale, wyrzekł bankier, dowiedziałem się z wielkiem mojem zdziwieniem, że pan de Valgeneuse, nie wymieniając wprawdzie mego nazwiska, lecz określając jak tylko można najwyraźniej, znieważył mnie w izbie parów; prawda i to, iż jednocześnie z radością i dumą dowiedziałem się, żeś mnie pan bronił. Znieważonym być przez pana de Valgeneuse i bronionym przez pana, jest to podwójny zaszczyt, który bardzo mnie poruszył. To też nie tracąc chwili, przyszedłem podziękować panu za jego pośrednictwo.
Generał skłonił się z miną człowieka, który chce powiedzieć: „Spełniłem tylko obowiązek uczciwego człowieka“.
— Następnie, mówił dalej bankier, powziąłem nadzieję, że kiedy pan stanąłeś po mojej stronie, nie będąc proszonym o to, zechcesz tem samem nie opuszczać mnie w następstwach, które będą skutkiem owej zniewagi.
— Jestem na usługi pańskie, kochany panie de Marande, i dalibóg, znając pana tak jak ja go znam, byłem zdecydowany, nie czekając na niego na przedsięwzięcie kroków z pańskiej strony, wyzwać w twojem imieniu, wychodząc z izby, pańskiego przeciwnika na pojedynek.
— Aż nadto czuję grzeczność, jaką mi wyświadczasz generale.
— A teraz, wyrzekł generał, pan znasz swego przeciwnika?
— Mało.
— Jest to młody głupiec nie tęgiego umysłu.
— O! podniósł głos pan de Marande, marszcząc brwi i