Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1882

Ta strona została przepisana.

Chciejcie się panowie z nimi porozumieć, daję im zupełne pełnomocnictwo.
Potem, kłaniając się dosyć pogardliwie dwom świadkom pana de Marande, wyszedł, mówiąc do Kamila:
— Każę podać do stołu. Kończ tam prędko, Kamilu, umieram z głodu.
— Czy panowie znacie obelgę, zapytał generał Herbel, za którą przychodzimy żądać zadosyć uczynienia?
— Znamy, odpowiedział Kamil, uśmiechając się nieznacznie.
— Uważam więc za rzecz niepotrzebną, mówił dalej generał, wdawać się w szczegóły.
— Rzeczywiście, odrzekł Kamil z tym samym uśmiechem.
— Czy panowie macie zamiar naprawić krzywdę, jakąście nam wyrządzili?
— Zależy to od rodzaju naprawy.
— Pytam się, czy panowie zechcecie przeprosić?
— O! co to, to nie, rzekł Kamil, wszelkie przeprosiny są nam wyraźnie zabronione.
— A więc, odparł generał, pozostaje tylko ułożyć warunki pojedynku.
— Panowie jesteście obrażeni, rzekł Kamil, stawcie warunki.
— Pistolety.
— Zgoda.
— Przeciwnicy stać będą od siebie o czterdzieści kroków i będą mogli posunąć się o piętnaście.
— Tak, że jeżeli każden posunie się o piętnaście kroków, strzelać się będą o dziesięć?
— Tak, panie.
— No, to ładna odległość: o dziesięć kroków, zgoda.
— Pistolety wzięte będą u Lepage’a, ażeby całkiem były nieznane przeciwnikom.
— Kto je weźmie?
— Każdy z nas przyniesie parę, lub jeżeli panowie wolicie, chłopiec od płatnerza, który nabije broń, przyniesie dwie pary; te co będą miały być użytemi, wyciągną się losem.
— Doskonałe. A teraz, panowie, gdzie?
— W alei Muette.
— Wybornie. Jest tam przy końcu rodzaj płaszczyzny, miejsce jakby umyślnie stworzone do pojedynku.