Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/189

Ta strona została przepisana.

torovi, ale ten za nic go nie chciał przyjąć; a więc, powiadamy, że chodzi o porwanie?
Pan Jackal dobył tabakierkę, tabakierkę prześliczną, delikatne cacko, które musiało zawierać pastylki dla pani Pompadour lub Dubarry, zażył z rozkoszą tabaki.
Każdy człowiek ma swą słabą stronę, piętę Achilesową. Pan Jackal miał również punkt taki, a dopuścilibyśmy się niedokładności historycznej, pomijając go. Mógł pan Jackal obejść się bez jedzenia, bez picia, bez spania, ale nie mógł się obejść bez tabaki. Tabakierka i tabaka, były to rzeczy dlań nieodzowne. Pociągnął więc tabaki, mówiąc: — Opowiedzcie mi to, proszę.
To co miał usłyszeć powtórnie, pan Jackal słyszał już raz, ale niedobrze, między dwoma drzwiami, zajęty inną myślą. Potrzebował usłyszeć to po raz drugi.
Drugie to posłuchanie nie zmieniło w niczem jego przekonania, chociaż opowieść pomnożoną była szczegółami, które Salvator przejął z ust Brocanty.
— I nie szukano kobiety? zapytał.
— Nie było czasu; o tej sprawie dowiedzieliśmy się dopiero o siódmej z rana.
— Do djabła, odezwał się, to oni pewnie tam poprzewracali pokój i podeptali ogród.
— Kto?
— A no, ci głupcy! Przez „tych głupców“, pan Jackal rozumiał przełożoną zakładu, dozorczynie i uczennice.
— Nie, odrzekł Salvator, nie ma niebezpieczeństwa. Justyn pojechał cwałem na koniu pana Jana Roberta, i będzie stał na straży u drzwi.
— Jeżeli przybędzie na czas!
— Jakto, jeżeli przybędzie?
— Czy to tam bakałarz umie jeździć konno?... Trzeba mi to było powiedzieć, byłbym wam dał Huzara.
Huzar, był to jeden z ludzi pana Jackala, któremu dla dzielności w dosiadaniu konia, nadano wykwintny i wyrazisty przydomek Huzara.
— Uczyniłem mu właśnie tę uwagę, rzekł Salvator, ale powiedział mi, że jako syn rolnika, jeździł konno od dzieciństwa.
— Dobrze! A teraz, jeżeli się znajdzie kobieta, wszystko pójdzie gładko.