Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1892

Ta strona została przepisana.
I.
Król czeka.

Spotkanie, jak to już powiedzieliśmy, naznaczone było w lasku Bulońskim.
Niestety! wszystko przechodzi! Jeszcze jedno ze wspomnień młodości naszej już znikło! jeszcze jeden lasek zamieszkały, zamiast coby miał być dzikim! A gdy synowie nasi zobaczą ten angielski park woskowany, wypolerowany, jak obraz na wystawę, nigdy nie uwierzą dawnym opisom o resztkach tego starego lasu Louvois, który, król łupieżca, jak nazywano Franciszka I., kazał otoczyć murami, żeby mógł w nim wygodniej polować.
Nie zrozumieją i tego, że był czas, gdy tam także pewni będąc, że nikogo nie spotkają, przeciwnicy naznaczając miejsce pojedynku, byliby uważali za szaleńców tych, którzyby wybrali na spotkanie inne miejsce, niż bramę Maillot albo aleję Muette.
W innych miejscach w Clingnancourt lub Saint-Mandé, pojedynki prawie zawsze były nieszczęśliwe. Zdawało się, jakby nimfy z Bulońskiego lasku, z samego przyzwyczajenia, widząc jak często nabijały się pistolety, albo wyciągały szpady, rozpraszały jednem tchnieniem kule, rozsuwały szpady. Mieszkał tam przy bramie Maillot pewien restaurator, co zrobił majątek z samych tylko pojedynków, które się odbyły, albo też zakończyły szczęśliwie.
Śpieszmy się powiedzieć, iż to wcale nie ta myśl zachowawczego instynktu była powodem, że świadkowie pana de Marande i pana Loredana de Valgeneuse lasek ten wybrali.
Z obu stron rozumieli to dobrze, że obecni będą jednemu z takich pojedynków, gdzie ziemia krew pije.
Z rana w dniu oznaczonym lasek przedstawiał malowniczy widok.