Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1895

Ta strona została przepisana.

— Nie potrzebujecie panowie żałować, nigdy się nie spóźnicie, odparł dość sucho generał Herbel, który pamiętał o zachowaniu się ich niegrzecznem z dnia poprzedniego.
— W takim razie jesteśmy na pańskie usługi, powiedział drugi świadek.
Ten ostatni miał już przejść gęstwinę, w której się znajdował, żeby pozwolić świadkom porozumieć się, gdy spostrzegł Salvatora. Zadrżał mimowoli, świszcząc gorączkowo małą laseczką o gałce z lazurowego kamienia, którą, trzymał w ręku.
— A! a! pan tu! wyrzekł, pogardliwie spoglądając na Salvatora.
— Tak, panie, jestem, odparł poważnie tenże.
— Panowie, wyrzekł Loredan do świadków, nie wiem czyby chciano obrazić nas, przyprowadzając tu z sobą tego posłańca; lecz, w razie, jeżeli on nie przyszedł tu po to, żeby zabrać rannego na tragi, to ja nie chcę go jako świadka.
— Nie przyszedłem tu jako świadek, panie, odrzekł zimno Salvator.
— Jako amator tedy?
— Nie, jako chirurg i to na usługi pańskie.
Pan de Valgeneuse odwrócił się, pogardliwie wzruszając ramionami.
Czterej świadkowie złożyli o kilka kroków od pana de Marande szkatułki z pistoletami.
Pan de Marande, w miejscu, gdzie miał stać do pojedynku, klęczał na jednem kolanie, z piórem w ręce, maczał w kałamarzu trzymanym przez kurjera, podpisywał rozporządzenia, wpierw przeczytawszy je pospiesznie.
Widząc tych ludzi w ostatecznej chwili, jednego z zimnym spokojem zajętego zwykłem swem zatrudnieniem codziennem, drugiego rozgorączkowanego, niespokojnego, starającego się pokryć pomieszanie, nie trudno było powiedzieć, który z nich był odważnym i silnym.
Salvator przypatrywał się im obu, filozofując, kto jest więcej głupi, czy świat, który nakazuje pojedynek, czy też człowiek, który się nakazowi temu poddaje.
— A więc, pomyślał, bezmyślna kula głupca może przeciąć pasmo życia tego silnego. Oto człowiek, który wiele pracował w swoim zawodzie, który wyrównał najdrażliwsze kwestje pieniężne; człowiek, który był użytecznym swo-