— Ależ, rzucił Salvator, nie widzę kolo niej żadnej kobiety, którąby można mieć w podejrzeniu.
— Kobiety zawsze trzeba mieć w podejrzeniu.
— Czy nie jesteś pan zbyt bezwzględnym, panie Jackal?
— Powiadasz pan, że młody człowiek uprowadził twoją Minę?
— Moją Minę? odrzekł Salvator z uśmiechem.
— No, Minę bakałarza, naszą Minę, słowem!
— Tak. Brocanta, która widziała ich przejeżdżających około czwartej zrana, jak panu powiedziałem, poznała, że to był młody człowiek; utrzymuje nawet, że brunet.
— Po nocy wszystkie koty szare.
I pan Jackal przy tem przysłowiu potrząsnął głową.
— Pan wątpisz? zapytał Salvator.
— Oto tak... Nie zdaje mi się rzeczą naturalną, żeby młody człowiek uprowadzał młodą dziewczynę; to nie jest już w naszych obyczajach. Chyba, że ten młody człowiek należy do wysokiej rodziny, silnej na dworze, i nie obawia się w dziewiętnastym wieku bawić się w Lauzuna i Ryszeljego; może jaki syn para, synowiec kardynała... To starcy dziś porywają, mówię to dla ciebie, panie Salvatorze, a nadewszystko dla tego pana, który robi dramaty, dodał policjant, wskazując na Jana Roberta lekkiem skinieniem głowy, gdyż starość jest bezwładną i zużytą; ale porwanie ze strony młodzieńca, który ma piękność i siłę, to zbrodnia potworna!
— Jednakże tak jest.
— Zatem, szukajmy kobiety! Niezawodnie kobieta umaczała palce w zbrodni; w jakim stopniu, nie wiem; ale kobieta musi odgrywać rolę w tym tajemniczym dramacie. Powiadasz pan, że nie widzisz koło niej żadnej kobiety; a ja widzę same kobiety: nauczycielki, dozorczynie, przyjaciółki z pensji, służebne... A! pan nie wiesz, co to są pensje żeńskie, o! człowieku naiwnego serca! I pan Jackal zażył drugi niuch tabaki. Wszystkie te pensje, widzisz panie Salvatorze, mówił dalej, są to ogniska pożaru, w których żyją i kręcą się panienki piętnastoletnie, na podobieństwo salamander, o których prawią dawni naturaliści. Co do mnie, wiem jedną rzecz: że gdybym miał zaszczyt posiadać córkę na wydaniu, wołałbym ją umieścić u siebie w piwnicy, niż oddać na pensję. E! nie wyobrazisz sobie, jakie to skargi na pensjonaty przychodzą do
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/190
Ta strona została przepisana.