Salvator skłonił się i połączył z generałami, którzy poczęli wypytywać go o rannego.
— Nie zostaje mu więcej nad dziesięć minut życia, odpowiedział Salvator.
— Czy nie możesz pan nic zaradzić? spytali świadkowie.
— Nie mogę.
— To niech Bóg zlituje się nad nim! wyrzekł pan de Marande, a teraz jedzmy, albowiem król czeka.
Miasto Amsterdam, które mogłoby stać się kiedyś wielkim centralnym portem świata, gdyby zamiast holenderskiego, używano tam innego języka, jest to Wenecja olbrzymia. Tysiąc kanałów oblewa stopy domów, jak długie morowe wstążki, tysiące promieni najżywszych kolorów strzela na wszystkie strony z dachówek.
Bez wątpienia dom jakiś pomalowany czerwono, zielono lub żółto, wydaje się domem pretensjonalnym, brzydkim, skoro stoi sam jeden, lecz wszystkie te barwy zbiorowo zlewają się w harmonijną całość i czynią z tego wielkiego miasta jedną niezmierną kamienną tęczę.
Dalej jeszcze, nietylko barwa, ale także i kształt wszystkich tych domów jest miły, mając w sobie dużo rozmaitości, oryginalności, niespodzianek, malowniczości. Jednem słowem możnaby rzec, że wszyscy uczniowie wielkiej szkoły malarstwa holenderskiego malowali własną ręką to miasto, ku radości oczu swoich najpierw a potem ku najżywszej przyjemności podróżników.
Jeżeli z jednej strony Amsterdam licznemi swemi kanałami podobny jest do Wenecji, to z drugiej strony przez swe jaskrawe barwy do chińskiego miasta, jak sobie to przynajmniej można wyobrazić, to jest do wielkich składów porcelany. Każde domostwo widziane z pewnej odległości, przypomina fantastyczne domy, które rozciągają swą dziwną architekturę na naszych filiżankach do herbaty. Przestępujesz tam próg z obawą, do tego stopnia pozorna kruchość czyni wrażenia na pierwszy rzut oka.
Otóż, jeśli suknia nie czyni jeszcze mnicha, to mieszkania czynią mieszkańców. Niepodobna nie być spokoj-