nym, łagodnym, uczciwym w tych uczciwych i pełnych spokoju domach. Od stóp do głów miasta wieje na podróżnika taka jakaś błogość, że w sercu jego budzi się, pragnienie żyć i umrzeć tam. Jeżeli ten, który zobaczył Neapol, wyrzekł: „Widzieć Neapol i umrzeć“, gdyby był ujrzał pierw Amsterdam, zawołałby z pewnością; „Widzieć Amsterdam i żyć!“
Takiem przynajmniej było przekonanie dwojga zakochanych, których nazwaliśmy Justynem i Miną, a którzy żyli sobie cichutko, jak dwa gołąbki w gniazdku, w Holandji. Zamieszkali nasamprzód na jednem z przedmieść miasta, lecz właściciel domu nie mógł im wynająć innego mieszkania, tylko takie, gdzie wszystkie pokoje przytykające do siebie tworzyły jeden szereg, a życie takie obok siebie nie odpowiadało celowi wytkniętemu przez Salvatora, ku któremu Justyn dążył całem sercem.
Tymczasowo zajęli oni to mieszkanie, a nauczyciel szkoły puścił się na wyszukanie stosownej pensji dla Miny. Nauczycielek francuzek było mało, a to czego udzielały, to i narzeczona Justyna równie dobrze mogłaby udzielać. Takie było zdanie pani van Slyper, ochmistrzyni najpierwszego zakładu w Amsterdamie.
Była to wyborna kobieta, pani van Slyper. Córka kupca z Bordeau, zaślubiła bogatego armatora holenderskiego nazwiskiem van Slyper, z którym miała cztery córki. Po śmierci pana van Slyper sprowadziła z Francji młodą panienkę o tyle wykształconą, że mogła wykładać jej córkom pierwsze zasady języka francuzkiego.
Sąsiadki napraszały się, żeby pani van Slyper pozwoliła swej nauczycielce dawać lekcje ich córkom, ale potrosze liczba owych sąsiadek tak się powiększyła, że cztery panny van Slyper widywały swoją nauczycielkę w bardzo już tylko rzadkich odstępach czasu.
Jednego wieczora pani van Slyper zaprosiła sąsiadki i oznajmiła im, że od pierwszego miesiąca przyszłego nie pozwoli swej nauczycielce chodzić na lekcje do obcych, ze szkodą własnych jej córek, których edukacja widocznie na tem cierpiała.
— A! rzekła jedna, która miała pięć córek (żaden obywatel na całym świecie nie miewa tyle dzieci, jak holender), a! rzekła matka pięciu córek, czyż nie ma sposobu ułożyć rzeczy w sposób zadawalniający nas i panią?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1901
Ta strona została przepisana.