Nauczyciel wskazał im krzesła, ruchem zapraszając by usiedli.
— Służący już panu zapewne oznajmił, powiedział generał, przybywam tu od pana Salvatora.
— Jakże się miewa? zawołał Justyn. Już przeszło miesiąc jak nie daje o sobie żadnej wiadomości.
— Miał dużo kłopotów i zmartwień, odpowiedział generał, nie mówiąc już o politycznych zajęciach, którym musiał się poświęcić w przeddzień wyborów. Dowiedziałeś się pan zapewne, że jego to cierpliwości rozumnej wytrwałości winien jestem życie przyjaciela mego pana Sarranti?
— Dowiedzieliśmy się o tem szczęśliwem zdarzeniu wczoraj, wyrzekł Justyn, i chciałbym być w Paryżu, żeby powinszować panu Sarranti.
— Byłaby to podróż bezużyteczna, powiedział uśmiechając się generał, nie zastałbyś go pan.
— Czyliż skazany jest na wygnanie? zapytał Justyn.
— Jeszcze nie, odparł ze smutkiem generał, ale może przyjdzie do tego... Obecnie jest on w Holandji.
— Postaram się z nim widzieć, pospiesznie wyrzekł Justyn.
— Niepotrzebujesz pan daleko chodzić, odrzekł generał, zwracając się w stronę Sarrantego i ukazując nań, bo, oto jest.
Pan Sarranti i nauczyciel powstali jednocześnie, a zbliżywszy się do siebie, uścisnęli bratersko.
Generał zabrał głos.
— Powiedziałem już, że przybywam od naszego przyjaciela Salvatora, a oto list na dowód; ale nie powiedziałem jeszcze kim jestem; pan mnie nie poznajesz?
— Nie, panie, odparł Justyn.
— Przypatrz mi się dobrze; jak to, nie przypominasz sobie, żeś mnie już widział?
Justyn wpatrzył się w generała.
— Widziałeś mnie pan jednak, podjął generał, i to pamiętnej dla nas obu nocy, gdyż odnalazłeś wtedy narzeczoną, a ja, nie wiedząc o tem, uścisnąłem po raz pierwszy moją...
Justyn przerwał mu:
— Przypominam sobie! zawołał żywo. Widziałem pana, tej nocy, gdy jechałem do parku zamku Viry; to pan o-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1907
Ta strona została przepisana.