Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1910

Ta strona została przepisana.

— Generale, wyjąkał Justyn, od śmierci ojca mojego przywykłem do cierpień; będę umiał cierpieć.
— I nie powstałbyś przeciw okrucieństwu ojca?
— Generale, odrzekł młodzieniec, po za obrębem kochanków są ojcowie, tak, jak po za ojcami jest Bóg. Rzekłbym do Miny: „Bóg powierzył cię w nieobecności ojca rękom moim, ojciec twój wrócił, idź do niego?“
— Moj synu! mój synu! zawołał generał, nie mogąc łez powstrzymać, podniósł się i wziął w objęcia młodzieńca.
Justyn krzyknął przeraźliwie, rzucając się w ramiona pana Lebastard de Prémont.
— Mój... mój... mój... ojcze!
Następnie wyrywając się z uścisków generała, skoczył szybko do drzwi, wołając z całych sił:
— Mino! Mino!
Lecz generał równie szybko powstrzymał go w chwili gdy brał za klamkę, a kładąc mu rękę na ustach:
— Cicho! powiedział, czy nie obawiasz się, żeby wiadomość ta wzruszyła ją zanadto?
— Szczęście nie szkodzi nikomu, powiedział Justyn z rozpromienioną twarzą, przypatrz mi się pan.
— Ty! bo jesteś mężczyzną, mój drogi, wyrzekł generał, ale młoda dziewczyna, dziecko, bo to prawie jeszcze dziecko. Czy ona jest piękną?
— Cudowna!...
— I... spytał wahając się pan Lebastard de Prémont, i... ona jest tu, ponieważ ją wołałeś?
— Tak, pójdę po nią, odparł nauczyciel. Wyrzucałbym sobie pozbawiając ją minuty szczęścia.
— Tak, idź po nią, powiedział generał drżącym ze wzruszenia głosem, tylko przyrzeknij mi, że jej nie powiesz kto jestem, ja jej sam powiem, gdy ją do tego przygotuję, gdy uznam to za stosowne. Nieprawdaż, że tak będzie lepiej? dodał spoglądając jednocześnie na młodego człowieka i pana Sarranti.
— Jak pan sobie życzy, odpowiedzieli.
— A więc idź.
Justyn wyszedł, a w chwilę potem wprowadził Minę do jadalni.
— Moja najdroższa, wyrzekł, przedstawiam ci dwóch moich przyjaciół, którzy wkrótce i twoimi będą.
Mina skłoniła się przybyłym.