„Generale, ażeby nic nie mieszało szczęścia, którem musi cię przejmować pobyt z córką, pośpieszam cię uwiadomić, że pan Loredan de Valgeneuse, ten sam, który ją wykradł, zabity został wczoraj w pojedynku przez pana de Marande w mojej przytomności.
„Mogę powinszować panu przy tej sposobności, żeś nie potrzebował narażać swego użytecznego życia na szwank, dla ukarania nędznika.
„Zasyłając serdeczne pozdrowienie dwojgu narzeczonym, jak również i tobie generale, proszę przyjąć zapewnienie mojej pełnej uszanowania przyjaźni.
— Więc cóż, mój ojcze! zapytała Mina.
— Co w tym liście takiego mogło cię zmartwić? powiedział Justyn.
— Do mnie należało ukarać tego nędznika, wyrzekł generał, żałuję, iż kto inny to uczynił.
— Ojcze! smutno powiedziała Mina, żałujesz więc, żeś mnie odnalazł, ponieważ żałujesz, żeś czasu poświęconego na odszukanie nie użył inaczej.
— Drogie dziecię! zawołał ściskając córkę pan Lebastard de Prémont.
Mówiono już tylko o dniu wyjazdu. Naznaczono go na przyszłą sobotę, to jest na pojutrze; a w sobotę z rana, uścisnąwszy czule przełożoną pensji i wszystkie pensjonarki, swoje uczenice i koleżanki zarazem, Mina prowadzona przez ojca, z narzeczonym obok, skierowała się ku poczcie, nie omieszkawszy ze sto razy przez drogę obejrzeć się ze łzami wdzięczności w oczach na to miasto gościnne, które wydawało jej się drugą ojczyzną, ponieważ tu ojca poznała.
W dniu wyjazdu generała wręczono pani van Slyper list zawierający weksel na trzy tysiące franków, wystawiony na imię jednego z bankierów w Amsterdamie. Weksel ten przysłany był w formie zapomogi dla sześciu młodych panienek, celujących a ubogich, z których trzy z wyboru pani van Slyper, a trzy z wyboru prezydenta miasta.