Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1918

Ta strona została przepisana.

— Przebacz mi, rzekł Kamil, zamykając oczy jej pocałunkami, ale smutną mam ci wieść oznajmić, Zuzanno.
— Zona twoja dowiedziała się o wszystkiem? zapytała dziewica.
— Nie, odpowiedział Kamil, przeciwnie, zdaje mi się, że ona jest o sto mil od prawdy.
— Czy mnie już nie kochasz? pytała dalej Zuzanna uśmiechając się.
Na ten raz pocałunek był odpowiedzią Kamila.
— Więc chyba, rzekła Zuzanna drżąc, może powracasz do Ameryki, zmuszony jesteś opuścić mnie, wyjechać, czy tak?
— Nie, nie, Zuzanno.
— Dla czegóż więc powiadasz, iż mi przynosisz złą wieść, skoro nie przestałeś mnie kochać i nie rozłączamy się?
— Jest to wieść bardzo smutna, Zuzanno, rzekł Kamil z westchnieniem.
— Aha! zgaduję, odezwała się dziewica, straciłeś mienie, ale co to szkodzi, kochanku mój, ja bogatą jestem za dwoje, za troje, za czworo.
— To jeszcze nie to, Zuzanno, odpowiedział Kamil.
Nastała chwila milczenia, w ciągu której, prowadząc kochanka do okna, Zuzanna żywo podniosła jednę z firanek.
Wtedy zewnętrzne światło zajrzało do pokoju i oświeciło młodzieńca. Zuzanna zapuściła wzrok w oczy Kamila, i istotnie wyczytała w nich głęboki wyraz niepokoju. Ale wszystko to nic jej nie mówiło wyraźnego.
— Kamilu, rzekła, patrzaj mi w oczy i powiedz nareszcie, co ci się nieszczęśliwego wydarzyło?
— Mnie osobiście nic!
— A zatem mnie?
Kreol zawahał się chwilę, po której: Tak jest! rzekł.
— Jeżeli mnie, to możesz powiedzieć bez obawy, Kamilu; drwię sobie ze wszystkich nieszczęść tego świata, skoro posiadam miłość twoją.
— Ale nie jesteśmy sami na świecie Zuzanno.
— Powiedziałam ci już, Kamilu, odezwała się namiętnie, że po za obrębem nas nic mnie nie dotyczy.
— Nawet śmierć przyjaciela?
— A czy istnieją przyjaciele? odparła.