Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1919

Ta strona została przepisana.

— Zdawało mi się, że Loredan, to nietylko twój brat, ale i twój przyjaciel, Zuzanno.
— Loredan! zawołała dziewica, czy to o nim masz mówić?
— O nim, wyraził Kamil skinieniem głowy, tak jak gdyby usta jego nie chciały mówić.
— A tak! mówiła Zuzanna, to chodzi o pojedynek Loredana, wiem wszystko.
— Jakto! wiesz wszystko? zapytał młodzieniec osłupiały.
— Tak jest, wiem, że on obraził pana de Marande w izbie parów i że ma się bić dziś albo jutro. Ale, dodała z uśmiechem, żal mi pana de Marande.
— Zuzanno! rzekł kreol głosem cichym, czy ty tyle tylko wiesz?
— Tyle.
— Więc nie wiesz wszystkiego.
Zuzanna spojrzała na kochanka niespokojnie.
— Oni się bili, dodał Kamil.
— Już?
— Już.
— I co?
— Otóż Loredan...
Kamil zatrzymał się bojąc się dokończyć.
— Loredan jest raniony? zawołała Zuzanna.
Kamil nic nie odpowiedział.
— Zabity? zapytała dziewica.
— Niestety!...
— Niepodobna!
Kamil spuścił głowę na znak potwierdzenia.
Zuzanna wydała okrzyk, w którym było więcej złości niż boleści i upadła na kozetkę.
Kamil zadzwonił na Natalję, i w kilka sekund połączone ich usiłowania zdołały ją otrzeźwić. Wtedy dziewica odprawiła Natalję, i padając na ręce Kamila, płakała obficie.
Niebawem do drzwi zapukał lokaj. Uprzedzony przez stangreta, spieszył zawiadomić kreola, że ciało Loredana przyjechało do pałacu.
W tej chwili i Natalja też ukazała się w sypialni Zuzanny.
Kamil zaprowadził Zuzannę na kozetkę, pobiegł do Natalji i dał jej rozkaz pocichu.
— Co mówisz pocichu, Kamilu? zapytała go Zuzanna.
— Pozwól chwilkę, moja najdroższa, odpowiedział Kamil.