— Ja chcę go widzieć! wykrzyknęła Zuzanna wstając.
— Kazałem go umieścić w jego sypialnym pokoju.
Zuzanna wydała jęk; ani jedna łza nie wyszła z jej oczu.
Wkrótce znów się ukazała Natalja.
Na szelest jej kroków Zuzanna się odwróciła.
— Czy już złożony na łóżku? zapytała.
— Już, pani, odpowiedziała pokojówka.
— Powiedziałam, że chcę go widzieć.
— Pójdźmy, rzekł Kamil.
I podając rękę Zuzannie, usiłował zahartować jej serce przeciw widokowi, jaki miała ujrzeć.
Zuzanna otworzyła drzwi od buduaru wychodzącego na salon i krokiem pewnym zbliżyła się do sypialni brata.
Ażeby stanąć tam, trzeba było przejść przez mały pokoik wybity matami indyjskiemi, oprawionemi w bambus. Była to fajczarnia Loredana.
Aż do drugiej godziny z rana trzej młodzieńcy pili tam i palili. Wszystko w tym pokoju, którego atmosfera przesiąkła była wonią alkoholu i nikotyny, było w takim stanie, w jakim go oni zostawili. Szczątki cygar na kobiercu, kieliszki do połowy napełnione, filiżanki z herbatą niedopite, kilka butelek leżących na ziemi, świadczyły, że młodzieńcy nie myśleli o niebie.
Zuzanna zadrżała spostrzegłszy ślad krwi idący od drzwi pokoiku. Nic nie mówiąc, wskazała ten ślad Kamilowi. Potem z tłumionem łkaniem ukryła głowę na piersiach młodzieńca.
Widząc ten nieporządek, Kamil uczuł, że mimowolnie krew mu bije do twarzy. Głos jakiś mówił mu, że to zły sposób przygotowania się do rzeczy tak ważnej, jak pojedynek, przepędzić noc na śmiechu, paleniu i piciu. Zdawało mu się, iż był nietylko świadkiem, ale wspólnikiem śmierci Loredana. Z takiemi to myślami wszedł do sypialni przyjaciela.
Sypialnia, był to raczej budoar elegantki niż pokój mężczyzny, wybity materją lyońską o tle lazurowem, z wielkiemi wieńcami kwiatów powiązanych srebrnemi wstęgami. Strop, firanki i łóżko były z podobnejże materji. Sprzęty z różanego drzewa. Kobierzec, barwy zeschłego liścia, doskonale uwydatniał sprzęty i obicia. Zwierciadło w głębi łóżka ukazywało trupa w całej jego sztywności.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1920
Ta strona została przepisana.