Rozpacz, w którą pogrążyła ją strata majątku, zmieniła ją znacznie; cera jej zbladła, oko zmartwiało; podobną była do owych pięknych, gorączkowych dziewic z Maremmes, których wzrok błędny zdaje się przebywać w innym święcie. Dreszcz nerwowy, który nią wstrząsał, udzielił się po części i Salvatorowi, bo gdy weszła, zadrżał i on mimowoli.
Salvator ubrał się nietylko jak człowiek światowy, ale jak elegant w najściślejszej formie.
Widząc go tak dystyngowanym, tak pięknym, oczy młodej dziewicy zabłysły ponurem światłem i trysnęły z nich błyskawice gniewu i nienawiści.
— Masz pan do mnie interes? spytała sucho.
— Tak, kuzynko, odpowiedział Salvator.
Panna de Valgeneuse zrobiła minę wzgardliwą, słysząc ten wyraz, kuzynko, który wydał jej się obelżywą poufałością.
— Czego pan odemnie żąda? wyrzekła tym samym tonem.
— Przychodzę się rozmówić, począł Salvator, którego pogardliwe miny panny de Valgeneuse nic nie obchodziły, względem położenia, w jakiem postawiła cię śmierć brata twego, kuzynko.
— A więc to o sprawie dziedzictwa chcesz pan mówić?
— Uznajesz pani jej ważność, nieprawdaż?
— Pan przypuszczasz, iż dziedzictwo to do pana należy, tak sądzę?
— Nie przypuszczam, lecz twierdzę stanowczo.
— Twierdzić nic nie kosztuje. Pójdzie to na drogę sądową.
— Twierdzić nic nie kosztuje, w samej rzeczy, powiedział Salvator, lecz procesować się, kosztuje wiele; nie będziesz procesować się, kuzynko.
— A któż mi zabroni? Czy pan?
— Niech mnie Bóg broni!
— Któż tedy?
— Własny rozsądek; rozum, adwokat nadewszystko.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— Chcę powiedzieć, że wczoraj przywołałaś kuzynko notarjusza, którego i ja sobie obrałem, pana Baratteau, uczciwego człowieka! kazałaś mu się obeznać ze sprawą, a dowiedziawszy się, że nic nie posiadasz, spytałaś go o radę. On ci doradził, żeby się nie procesować, ponieważ
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1934
Ta strona została przepisana.