— Tak, jutro o tej porze.
— O, Konradzie, wykrzyknęła młoda dziewica z rodzajem miłosnego uniesienia, czemuż nie spotkaliśmy się na lepszej drodze! Jakąż kobietą byłabym w twoim ręku! Jakąż gorącą miłością otoczyłabym ciebie!
— Żegnam cię, kuzynko, wyrzekł Salvator, niechcąc nic więcej słyszeć. Niechaj ci Bóg przebaczy złe, któreś wyrządziła i niech cię chroni od tego, które masz zamiar może jeszcze uczynić.
Panna de Valgeneuse zadrżała mimowolnie.
— Żegnam cię, Konradzie, powiedziała, zaledwie ośmielając się na niego spojrzeć, życzę ci ze swej strony całego szczęścia, na jakie zasługujesz, i cobądź się stanie, nie zapomnę nigdy, iż przez kwadrans za twojem dotknięciem byłam kobietą uczciwą i dobrego serca.
Salvator skłonił się pannie de Valgeneuse i udał się, jak to powiedzieliśmy na początku tego rozdziału, do Kamila de Rozan.
— Panie, wyrzekł, jak tylko spostrzegł amerykanina, znalazłem pański bilet wizytowy u siebie i przybyłem dowiedzieć się jak mogłem najprędzej, z jakiego powodu zaszczycony zostałem jego wizytą?
— Panie, odpowiedział Kamil, pan nazywasz się Konrad de Valgeneuse.
— Tak jest, panie.
— Pan jesteś tedy krewnym panny de Valgeneuse?
— W samej rzeczy.
— A więc byłem u pana nie w innym celu, jak tylko aby się dowiedzieć od niego, który, jak słyszałem jest w prostej linii spadkobiercą, jakie są pańskie zamiary względem panny Zuzanny?
— Chciałbym odpowiedzieć panu, lecz pierwej potrzeba, żebym wiedział z jakiego tytułu mnie o to pytasz. Czy jesteś pełnomocnikiem mojej krewnej, może adwokatem, albo jej doradcą? O co raczysz mnie pan zapytać? Czy o jej prawa, czy też o moje uczucia?
— O jedno i drugie.
— Kiedy tak, kochany panie, czy jesteś zarazem jej krewnym i jej pełnomocnikiem?
— Ani jedno, ani drugie. Byłem zaufanym przyjacielem Loredana i sądzę, że posiadam tytuł wystarczający do zajęcia się losem jego siostry, która jest odtąd sierotą.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1940
Ta strona została przepisana.