.
Arcybiskupi są śmiertelni; nikt nie zaprzeczy temu. W każdym razie my tylko wypowiadamy myśl, która niepokoiła monsignora Coletti w dniu, gdy dowiedział się od pana Rappta o niebezpiecznej chorobie arcybiskupa Paryża, pana de Quelen.
Jak tylko pan Rappt odjechał, monsignor Coletti kazał zaraz zawieźć się co koń wyskoczy do lekarza monsignora. Lekarz potwierdził słowa pana Rappta, a monsignor Coletti wrócił do swego pałacu z sercem pełnem nieokreślonej błogości.
W onej to chwili przyszedł wewnętrznie do przekonania, iż wszyscy arcybiskupi są śmiertelni, myśl, która wyrażona przez pana de la Palisse, byłaby roznieciła wesołość w każdym, lecz w umyśle monsignora Coletti miała bardzo wesołą ważność wyroku śmierci.
Podczas zawichrzeń, które nastąpiły po wyborach, monsignor Coletti nieomieszkał jeździć sam i posyłać do pałacu arcybiskupiego z zapytaniem o zdrowie prałata, najmniej trzy razy na dzień.
Gorączka codzień stawała się silniejszą, a nadzieje monsignora Coletti rosły w miarę wzrostu gorączki monsignora de Quelen.
Choroba stała na tym punkcie w dniu, gdy dla wynagrodzenia pana Rappta za jego dragonady uliczne, król mianował męża Reginy parem Francji i marszałkiem polnym.
Monsignor Coletti kazał się zawieźć do pana Rappta i pod pozorem złożenia mu życzeń, zapytał czy otrzymał wieści z Rzymu odnoszące się do jego nominacji.
Rzym jeszcze nie odpowiedział.
Kilka dni upłynęło i pewnego poranka, wjeżdżając do Tuilleries, z wielkiem zdziwieniem i zgryzotą spostrzegł monsignor Coletti karetę arcybiskupa, który wjeżdżał w dziedziniec pałacowy równocześnie z nim. Spuścił natychmiast okno, a wychylając głowę, przyglądał się zdala powozowi arcybiskupa, żeby się przekonać, czy czasem nie dostał bielma na oczy.
Ze swej strony monsignor de Quelen, który poznał karetę monsignora Coletti, tę samą miał myśl co i on, tak,