Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1945

Ta strona została przepisana.

— I owszem i owszem, panie hrabio, pospieszy! odpowiedzieć biskup.
Pan Rappt rozerwał kopertę i przebiegał list szybko, podczas gdy monsignor Coletti, skierowane mając na pismo gorejące spojrzenie, był pod wpływem gorączkowego niepokoju skazanych, słuchających wyroku.
Bądź, że list był długi, lub ciężki do zrozumienia, czy też, że par Francji robił sobie złośliwą igraszkę przedłużając wzruszenie biskupa, dość, że pan Rappt tak długo pogrążony był w czytaniu, że monsignor Coletti uważał za stosowne zrobić następującą uwagę:
— Pismo Jego świątobliwości trudne jest bardzo do odczytania? wyrzekł, aby coś powiedzieć.
— Ależ nie, upewniam pana, odparł hrabia Rappt, podając mu list, przeczytaj ekscelencjo.
Biskup schwycił list chciwie i przeczytał w całości od jednego wejrzenia. Był on krótki, a jednak bardzo wyrazisty. Była to odmowa jasna, czysta, prosta, stanowczo wypowiadająca, iż nic nie zrobi dla człowieka, którego całe zachowanie się głośno wołało o napomnienie Stolicy Apostolskiej.
Monsignor Coletti zbladł, a oddając list hrabiemu:
— Panie hrabio! powiedział, czy nie zawiele śmiałości z mej strony, jeśli odwołam się do pańskiego poparcia w tej nieszczęsnej konjunkturze?
— Nie rozumiem cię, ekscelencjo?
— Widocznie ktoś mi się przysłużył.
— Bardzo być może.
— Spotwarzono mnie.
— Być może.
— Ktoś nadużył względów, jakie ma u Jego świątobliwości, żeby mnie zgubić.
— Tak i mnie się zdaje.
— Panie hrabio, będę miał honor prosić, abyś pan zechciał użyć swego wpływu, a jest on niezaprzeczony, aby mnie do łask przywrócić.
— Niepodobna, wyrzekł sucho par Francji.
— Nie ma nic niepodobnego człowiekowi twojego genjuszu, panie hrabio, zauważył biskup.
— Człowiek mojego genjuszu, ekscelencjo, nie kłóci się nigdy, cokolwiekbądź, ze stolicą Apostolską.
— Nawet dla przyjaciela?