— Nawet dla przyjaciela.
— Nawet dla ocalenia niewinnego?
— Niewinność sama w sobie nosi zbawienie, ekscelencjo.
— Więc tedy, wyrzekł biskup, wstając i zatapiając wzrok pełen nienawiści w hrabiego, utrzymujesz pan, iż nic nie możesz zrobić dla mnie?
— Ja nie utrzymuję, ekscelencjo, ale twierdzę.
— Jednem słowem, odmawiasz pan bezwarunkowo?
— Stanowczo odmawiam.
— Więc szukasz pan wojny?
— Ani jej szukam, ani odbiegam od niej; przyjmuję i oczekuję.
— Do widzenia zatem wkrótce, panie hrabio! powiedział biskup, wychodząc gwałtownie.
— Kiedy zechcesz, ekscelencjo, odparł hrabia uśmiechając się.
— Sameś wywołał, mruknął głucho biskup, spozierając okiem groźby na pawilon hrabiego.
I wyszedł pełen żółci i nienawiści, przewracając w swej głowie tysiące projektów zemsty.
Przybywszy do siebie, zrobił postanowienie, bo środek zemsty wynalazł. Skierował kroki do gabinetu, gdzie zwykle pracował i wyjął z szuflady biurka papier. Była to obietnica napisana przez hrabiego Rappta, kilka godzin przed wyborami, że zamianuje, jeżeli zostanie ministrem, monsignora Coletti arcybiskupem.
Monsignor Coletti uśmiechnął się szatańsko. Goethe byłby w nim poznał wcielenie Mefistofelesa. Złożył papier, a wkładając go do kieszeni, zbiegł szybko ze schodów, wskoczył do karety, kazał się zawieźć do ministerjum wojny i zameldować marszałkowi de Lamothe-Houdan.
W parę chwil jeden z woźnych przyszedł powiedzieć, iż marszałek czeka na niego.
Marszałek de Lamothe-Houdan nie był bynajmniej dyplomatą, a jeszcze mniej obłudnikiem w rodzaju monsignora Coletti, lecz posiadał przymiot, który wyrównywał hipokryzji i podstępowi. Zręcznością jemu właściwą była otwartość, siła, prawość. Znał biskupa o tyle tylko, iż tenże był spowiednikiem i przewodnikiem jego żony. Lecz o jego konszachtach polityczno-religijnych, o podziemnych robotach dla reguły, o czynach skandulicznych ogółowi
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1946
Ta strona została przepisana.