żeby otrzymać zadośćuczynienie. Na nieszczęście mocno żałuję, nie mogę na to poradzić. Gdybyś był wojskowym, byłoby co innego; ale jesteś duchownym, więc do duchownego ministra trzeba się z tem odnieść.
— Nie rozumiesz mnie, panie marszałku.
— W takim razie wytłómacz się, ekscelencjo.
— Jestem obwinionym, spotwarzonym u Ojca Świętego przez jednego z członków pańskiej rodziny.
— Przez kogo to?
— Przez pańskiego zięcia.
— Hrabiego Rappta?
— Tak jest, panie marszałku.
— Ależ co za stosunek może być między hrabią Rapptem i tobą ekscelencjo, i dlaczego miałby ciebie spotwarzać?
— Wiesz, panie marszałku, jak wszechwładną jest przewaga duchowieństwa nad umysłami mieszczaństwa?
— Wiem! szepnął marszałek de Lamothe-Houdan, jakby chciał powiedzieć: „Wiem, niestety! aż nadto dobrze.“
— W chwili wyborów, ciągnął dalej biskup, duchowieństwo użyło całej swej przewagi, jaką obdarza je zaufanie publiczne, ażeby wprowadzić do Izby kandydatów jego królewskiej mości. Jednym z członków duchowieństwa, któremu nieskazitelne życie raczej, niż prawdziwa zasługa nadały szeroki wpływ na wyborach Paryża, jestem ja, marszałku, pana pokorny i przywiązany sługa...
— Ależ nie widzę, przerwał marszałek, który poczynał się niecierpliwić, jaki może być stosunek między potwarzami, których jesteś przedmiotem, ekscelencjo, a wyborami i moim zięciem?
— Stosunek ścisły, bardzo prosty, panie marszałku. Oto tak się rzeczy miały: na dwa dni przed wyborami hrabia Rappt przybył do mnie i ofiarował mi, jeżeli dopomogę mu do wyboru, arcybiskupstwo paryskie, w razie, gdyby choroba jego ekscelencji arcybiskupa miała być śmiertelną, lub inne jakie arcybiskupstwo wakujące, w razie, jeżeliby arcybiskup wyzdrowiał.
— Fi! zawołał marszałek z wyrazem obrzydzenia; otóż to szkaradna propozycja, ohydny handel!
— To samo też myślałem, panie marszałku, pospieszył powiedzieć biskup, jako też pozwoliłem sobie zgromić surowo hrabiego.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1948
Ta strona została przepisana.