— I dobrze zrobiłeś, ekscelencjo! żywo odezwał się marszałek.
— Ale pan hrabia nalegał, ciągnął dalej biskup, przedstawił mi, i nie bez słuszności, iż ludzie takiego talentu jak on i poświęcenia tak wypróbowanego, są rządkiem i, że jego królewska mość ma licznych i zawziętych nieprzyjaciół do zwalczenia, i, ciągnął skromnie dalej monsignor Coletti, ofiarując mi arcybiskupstwo, powiedział, że nie ma żadnego innego celu jak tylko, aby mnie również użyć do zagrzewania duchem religijnym, który z dnia na dzień stygnie. To są jego własne słowa, panie marszałku.
— I cóż wynikło z tej niegodnej propozycji?
— Bardzo niegodnej, w samej istocie, panie marszałku, ale więcej niegodnej formą aniżeli zasadą; bo, niestety! aż nadto prawdą jest, że hydra wolności podnosi głowę.
Jeżeli nie będziemy się mieli na baczności, to nim rok upłynie, przepadnie sumienie ludzkie, i oto z jakiego powodu byłem zmuszony przyjąć propozycję pana hrabiego.
— Propozycję tego rodzaju, wyrzekł marszałek, jeśli dobrze rozumiem, ekscelencjo, iż mój zięć zobowiązał się zrobić cię arcybiskupem, a ty zobowiązałeś się zrobić go deputowanym?
— Dla dobra nieba i państwa, tak, panie marszałku.
— A teraz, powiem ci, mości księże, podjął marszałek, gdyś wchodził do mnie przed chwilą, wiedziałem równie dobrze jak ty, co mam myśleć o moralnej stronie hrabiego Rappta...
— Nie wątpię, panie marszałku, wtrącił biskup.
— Gdy wyjdziesz ztąd, mości księże, ciągnął dalej marszałek, będę także wiedział co mam o tobie myśleć.
— Panie marszałku! krzyknął gwałtownie monsignor Coletti.
— Co takiego? zapytał marszałek głosem wyniosłym.
— Niech mi wasza wysokość daruje zdziwienie, ale nie spodziewałem się wcale tego, przyznaję, wchodząc tutaj, jakie ztąd skutki wynikną.
— A jakie wynikną, mości księże?
— Ależ, panie marszałku, jeżeli nie użyjesz całego swego wpływu żeby mnie przywrócić do łask Ojca Świętego, w którego umyśle czerniony jestem przez hrabiego Rappta, będę zmuszony wydać publiczności piśmienne dowody niegodziwości pana hrabiego, a nie sądzę, żeby pan marszałek
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1949
Ta strona została przepisana.