wzruszenia podobnego temu, jakie byłaby uczuła, słysząc przechodnia mówiącego: „Pogoda się zmieni!“
— Sądzę, iż odczuwasz w części zmartwienie jakiem przejęci będą wszyscy prawdziwie wierni, dowiadując się, że ten święty człowiek opuszcza nas może na zawsze; ponieważ każdej chwili w tych dzikich krajach Chin, życie tęgo męczennika będzie narażone.
Księżna nic nie odpowiedziała. Ograniczyła się na powolnem poruszeniu głową w sposób najzupełniej obojętny.
— W swej prawdziwie ojcowskiej pieczołowitości, podjęła niezrażona margrabina, monsignor Coletti pomyślał, iż potrzebujesz więcej niż kiedybądź jego podpory.
W tej chwili księżna poczęła przesuwać różaniec z pewnym rodzajem gorączki. Chciała niecierpliwość, jaką wzbudzała w niej ta rozmowa, zrzucić na pierwszy lepszy przedmiot.
— Monsignor Coletti, ciągnęła nieustraszenie pani de la Tournelle, sam wybrał tego, który ma po nim nastąpić. Mam więc zaszczyt przedstawić ci księdza Bouquemont, który pod każdym względem godnym jest zastępcą świętego człowieka.
Ksiądz Bouquemont powstał i skłonił się księżnie o tyle służalczo, o ile mógł, i bezpotrzebnie, bo bezsilna czerkieska poprzestała na kiwnięciu powtórnem głową, ale poruszenie to nic nie wyrażało.
Margrabina spojrzała na swego towarzysza, wskazując na księżnę z miną, która znaczyła: „Jaka to idjotka!“
Ksiądz wzniósł pobożnie oczy w górę, z miną która oznaczała: „Niech Bóg się nad nią zmiłuje“. I po tej religijnej przemowie usiadł, uważając, że napróżnoby stał kiedy księżna nie widzi go.
Wszelakoż rumieniec i gorączkowa niecierpliwość biły do twarzy margrabinie; zrobiła jeden krok ku otomance, a trzymając się z tej strony, gdzie zwieszały się nogi księżnej, stanęła twarz w twarz z chorą. Kiwnęła na księdza Bouquemont, który podniósł się z krzesła i stanął obok niej.
— Oto jest, wyrzekła pani de la Tournelle, popychając księdza, ksiądz Bouquemont; bądź łaskawą powiedzieć czy raczysz go przyjąć, księżno?
Czerkieska otworzyła powoli oczy i spostrzegła stojącą, nie dalej jak o dwa kroki od twarzy, zamiast anioła białego z swych marzeń, istotę czarno przybraną, która zro-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1961
Ta strona została przepisana.