przymknie spokojnie oczy, a śmierć jej w tem tylko różnić się będzie od snu, iż będzie to sen wiekuisty.
Marszalek de Lamothe-Houdan spuścił smutno głowę i ścisnął raz jeszcze znacząco rękę doktora. W chwilę potem wszedł do pokoju księżny; leżała na łóżku, ubrana w bieli, jak narzeczona, i blada na twarzy białością tak delikatną, jak jej suknia, do tego stopnia, iż z temi włosami, twarzą, ubraniem, fałdami pościeli, wyglądała już, jakby leżała na marach. Brakowało tylko księdza, świec i naczynia srebrnego ze święconą wodą.
Widok ten poruszył marszałka de Lamothe-Houdan. Widział wielu umierających na wojnie. Widok śmierci wcale nie był nowym dla niego, lecz jakkolwiek odważny, nie rozumiał, jak można uledz śmierci, nie bronić się przeciw niej, nie próbować odepchnąć jak nieprzyjaciela.
Ta postać niema, łagodna, bez protestacji, oporu, bez buntu, napełniała go zdziwieniem. Czuł, że mu się nogi zginają; zbliżył się z uszanowaniem do łóżka chorej i odezwał się do niej głosem najsłodszym:
— Czy cierpisz?
— Nie, wyrzekła księżna Rina, zwracając głowę w stronę marszałka.
— Czy czujesz się chorą?
— Nie, odpowiedziała znowu.
— Spotkałem doktora, który wychodził od ciebie, nalegał marszałek.
— Tak, wymówiła czerkieska.
— Może czego żądasz?
— Księdza.
W tej chwili panna służąca oznajmiła panią baronową de la Tournelle i księdza Bouquemonta, a podczas konferencji marszałek usunął się z margrabiną do buduaru księżnej.
Znamy błędy marszałkowej de Lamothe-Houdan, nie będziemy więc powtarzać, przedstawiając jej spowiedź przed oczy naszych czytelników.
— Moja siostro, zaczął ksiądz Bouquemont, który podczas wyliczania grzechów księżny zrozumiał całą ważność poselstwa, jakie mu zdał monsignor Coletti, i spostrzegł zemstę, jaką miał wywrzeć na pana Rappta, moja siostro, czy rozumiesz wielkość twojego grzechu?
— Tak, odrzekła księżna.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1971
Ta strona została przepisana.