pierające twoją radę; powiedz choć jednę. Ja się chętnie poddam, ale chciałabym zrozumieć.
— Jest to słabość umysłu i pycha, moja siostro. Prawda się nie dowodzi, ona się odczuwa.
— To też dlatego, iż jej nie odczuwam, mości księże, błagam cię ze złożonemi rękami, żebyś mi wyjaśnił.
— Powtarzam, iż to pycha twoja, twój umysł, buntują się przeciw sumieniu, albowiem sumienie twoje woła, bez powtarzania, te słowa: „Każde złe, jakie popełniłeś, powinieneś naprawić“. Taki jest rozkaz najwyższy, taki jest wyrok najwyższy. Lecz cóż znaczy głos sumienia dla przewrotnych umysłów? Przypuśćmy, że staniesz przed sądem Boga splamiona tą zbrodnią, gdy mogłaś stanąć oczyszczona! Czy sądzisz, iż Bóg w surowej swej sprawiedliwości nie ześle posłańca, który przyjdzie powiedzieć temu obrażonemu mężowi; „Człowieku! kobieta, która była twoją przed Bogiem, zdradziła cię pośród ludzi“.
— Łaski, księże, zawołała biedna kobieta bezprzytomna.
— „Człowieku! mówił dalej ksiądz głosem ostrym, kobiecie tej dałem radę, żeby prosiła cię o przebaczenie, a była ona tak występną, że przyszła klęknąć u stóp mojego tronu ze splamionem czołem“.
— Łaski! łaski! powtarzała księżna.
— „Nie, nie ma łaski! powie głos Boga. Człowieku, bądź bez litości dla zbrodni tej niegodnej i przeklnij imię jej na ziemi, tak, jak ja ukarzę duszę jej w niebiosach!“ Oto tak straszną karę Bóg ci gotuje, tak samo tam, wysoko, jak i tu na ziemi, bo powtarzam, Bóg nie dozwoli aby mąż, którego ci dał, pozostawał w nieświadomości twej zbrodni i twojego wstydu.
— Dość, mości księże! zawołała silnym głosem marszałkowa, odzyskując na chwilę wszystkie siły, podniosła się raptem, i wskazując palcem na drzwi, dodała łagodnym głosem: Nie pozwolę nikomu zawiadamiać mego męża. Wyjdź więc i powiedz marszałkowi, iż na niego czekam.
— Ależ pani, zawołał ksiądz, który na to wyniosłe pożegnanie cały zsiniał, mówisz do mnie z goryczą, której przyczyny wytłómaczyć sobie nie mogę.
— Mówię do ciebie, mości księże tak, odrzekła dumnie księżna, jak do człowieka, którego zamiary niewyraźnie dostrzegam, nie rozumiejąc ich. Bądź łaskaw, wychodząc, prosić pana marszałka do mnie.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1974
Ta strona została przepisana.