Marszałek wyciągnął rękę, chcąc podać listy żonie, lecz ta odpychając je, powiedziała:
— Przeczytaj je, bo niemiałabym siły powiedzieć ci co zawierają.
— Co zawierają te listy? spytał marszałek zmieszany.
— Wyznanie i dowody wszystkich moich błędów, panie marszałku.
— Kiedy tak, wyrzekł marszałek ze wzruszeniem, pozwól mi odłożyć czytanie to na inny raz. Jesteś za słabą w tej chwili, żebyś się miała zajmować swojemi błędami, a ja poczekam aż wyzdrowiejesz.
Potem, rozpinając surdut, włożył listy do kieszeni.
— Ależ ja umieram, panie marszałku, powiedziała księżna głosem rozdzierającym, a nie chcę iść do Boga z tak wielkim ciężarem na sumieniu.
— Jeżeli cię Bóg powoła do siebie, Rino, wyszeptał marszałek głosem smutnym, to niechaj ci przebaczy w niebie tak, jak ja przebaczam na ziemi wszystkie błędy, jakie mogłaś popełnić.
— Ależ to więcej niż błędy, panie marszałku, ciągnęła dalej prawie gasnącym głosem pani de Lamothe-Houdan, to są zbrodnie i nie chcę opuszczać ziemi, zanim ci ich nie wyznam, ponieważ idzie tu o twój honor, który ja bezwstydnie splamiłam, panie marszałku.
— Dość tego, Rino! zawołał marszałek drżąc cały. Dosyć, dosyć! dodał, łagodząc głos. Powtarzam ci, iż nie chcę nic słyszeć. Przebaczam ci i błogosławię, i ściągam na twą głowę całe miłosierdzie Boskie.
Łzy wdzięczności zajaśniały jeszcze raz w oczach księżnej. Zwróciła oczy do marszałka i spoglądając na niego z nieujętym wyrazem rozczulenia i czci, powiedziała:
— Czy chcesz podać mi rękę?
Marszałek wyciągnął obie ręce. Księżna wzięła jednę z nich w obie dłonie, poniosła do ust; potem całując gorąco, wyrzekła pod wpływem pewnego rodzaju ekstazy, egzaltacji pobożnej:
— Bóg mnie woła do siebie. Będę się modlić za was!
Następnie, opuszczając głowę na poduszki, zamknęła cichutko oczy i przeszła bezpośrednio z życia do snu wiecznego, przy wspaniale pięknym dniu lata, gasnącego w cieniach nocy.
— Rino! Rino! moja biedna kochanko droga! zawołał
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1977
Ta strona została przepisana.