Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1980

Ta strona została przepisana.

„Kiedyż wrócimy do Francji?“ Innemi słowy, wszystkie listy męża poświadczały jego nieobecność, opuszczenie i odosobnienie żony.
Taką była furtka, przez którą weszło nieszczęście w życie księżnej, nieobecność jego, odosobnienie jej.
Zatrzymał się chwilę widząc inne pismo, nie swoje, jak gdyby, zanim pójdzie dalej, potrzebował dobrze zrozumieć drogę, po której przeszedł; na tej drodze zobaczył żonę, to jest jedną z najsłabszych istot, błąkającą się, samotną, bez podpory, wystawioną na łup żarłocznego lwa.
Odwrócił się do trupa, i idąc ku niemu:
— Przebacz droga żono! powiedział, lecz pierwszy błąd jest moim błędem; niech mi Bóg przebaczy, biorę go na siebie.
Powrócił, usiadł przy biurku i zaczął czytać listy pana Rappta.
Dziwna rzecz! jak gdyby instynktem przeczuł, że za tym błędem znajduje się zbrodnia, przeświadczenie się o swej hańbie nie wywarło na nim tak strasznego skutku, jaki wywiera zazwyczaj na każdym człowieku, jakiegobądź temperamentu, w podobnem położeniu. Bez zaprzeczenia, czoło jego okryło się wstydem; bez zaprzeczenia drżał cały czas podczas czytania tych listów; bez zaprzeczenia, gdyby miał w swem ręku hrabiego Rappta, byłby go nieochybnie udusił; lecz odkrycie nieszczęścia, objawiające się nienawiścią względem dawnego protegowanego, przyjmowało formę litości dla żony. Żałował jej szczerze, czule i serdecznie; obwiniał się, iż jest sam sprawcą własnej hańby, zdrajcą samego siebie, i wezwał raz jeszcze całego miłosierdzia Boskiego dla zmarłej.
Taki to podwójny skutek pierwszy list pana Rappta wywarł na marszałka: współczucie względem żony, oburzenie względem protegowanego; żona oszukała męża, adjutant zdradził swego dowódzcę.
Prowadził dalej uroczyste czytanie z sercem ściśniętem.
Czytał z początku same tylko parafrazy. Żadnego nieszczęścia nie było tam jeszcze, a jednak przez intuicję czuł, że jeszcze o większem nieszczęściu się dowie, i przerzucał gorączkowo wszystkie listy. Pochłaniał je po większej części, jak człowiek, który widzi armatę wycelowaną na siebie i rzuca się naprzeciw kuli.