Wydał okrzyk straszliwy, nieokreślony, okropny, przyszedłszy do następujących wyrazów:
„Damy córce naszej imię Regina. Czyż nie będzie ona równie jak ty królewskiej urody?“
Piorun nie czyni większego spustoszenia w miejscu, przez które przechodzi, jak ten wiersz zrobił na marszałku de Lamothe-Houdan. Nie serce to już kochanka, ani męża, ani nawet ojca podskoczyło w piersi jego z całą siłą, ale serce człowieka, godność człowieczeńska, sumienie.
Wydało mu się, iż nie jest sam sobą, lub też, iż sam jest występnym z tego powodu tylko, że krążył koło zbrodni. Zapomniał, iż był zdradzonym jako małżonek, zdradzonym jako zwierzchnik, zdradzonym jako przyjaciel, jako ojciec. Zapomniał nareszcie o swej hańbie i nieszczęściu, oburzała go jedynie ta potworność, to małżeństwo kochanka z córką kochanki, ojcobójstwo bezczelne, plugawe, bezkarne.
Zwrócił się z okiem pełnem gniewu do łóżka, lecz na widok zwłok żony, z rękami skrzyżowanemi, czołem wzniesionem ku niebu, w postawie uroczystego spokoju, oczy jego przybrały wyraz głębokiej boleści i zawołał rozdzierającym głosem:
— Ach! cóżeś zrobiła, nieszczęsna kobieto!
Potem, wracając znów do listów, próbował odzyskać zimną krew, żeby przeczytać je do końca. Straszne zadanie! od którego byłby wkrótce odstąpił, gdyby nie to, że inna myśl, myśl drugiego nieszczęścia go opanowała.
Pokazaliśmy już w pracowni Reginy, podczas, gdy Petrus malował jej portret, i znów widzieliśmy przed chwila w pokoju zmarłej, małą Pszczółkę. Właśnie też urodzenie tego dziecka niepokoiło obecnie marszałka. Ona w oczach jego przyszła na świat, w oczach jego rosła. Gdy była jeszcze małem dzieciątkiem, wsadzał ją na swego wielkiego obozowego konia, prowadził za rączkę, a rozkosznie było widzieć starego marszałka bawiącego się w serso z małą córeczką. Wiek dziecięcy więcej pociągającym jest dla starców, niż młodość i wiek dojrzały. Jasne włoski dziecięcia harmonijniej się zlewają z białym włosem starca.
Pszczółka była więc koroną starości marszałka, ostatnią pieśnią, której słuchał, ostatnim zapachem, którym oddychał; kochał ją jak najsłodszy uśmiech swego życia, jak ostatni promień zachodu sojego- słońca. „Gdzie jest Pszczół-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1981
Ta strona została przepisana.