miejsce, w którem się znajdujemy, nie wydaje mi się stosownem na taką rozmowę.
— Idę z tobą, odrzekła księżniczka.
Opowiemy w rozdziale przyszłym rezultat konferencji hrabiego Rappta i księżniczki Reginy.
— Mów pan! zawołała księżna, spuściwszy portjerę na drzwi sypialnego pokoju i rzucając się na fotel.
— Smutna to rozmowa, którą mamy mieć z sobą, powiedział pan Rappt, udając głębokie zmartwienie.
— Jakąkolwiek ona będzie, przerwała księżniczka, bądź pan łaskaw i zacznij mówić, jestem zdecydowaną wszystko usłyszeć.
— Będę się bił, tak, jak to powiedziałaś, zaczął hrabia Rappt, pojutrze z marszałkiem de Lamothe-Houdan.
Biedna Regina zadrżała na całem ciele.
Pan Rappt mówił dalej, nie zdając się uważać wzruszenia księżniczki.
— Jaki rezultat, sądzisz, może mieć ten pojedynek?
— Panie, zawołała księżniczka bledniejąc, pańskie pytanie jest straszne, nie odpowiem na nie.
— Jednakże, ciągnął dalej hrabia, patrząc na nią z najzłośliwszym uśmiechem, ponieważ dowiedzioną jest konieczna potrzeba tej walki, powinnaś uczynić życzenie dla jednego albo dla drugiego z obu potykających się.
— Potrzeba tego pojedynku nie jest dla mnie dowiedzioną, powiedziała księżniczka Regina, zakrywając twarz.
— Widząc, jak się zarumieniłaś, Regino, jestem przeciwnego zdania. Ja ciebie znam, znam całą szlachetność twojego serca, wiem, iż nic z tego, co się tyczy honoru, nie jest ci obce i że na mojem miejscu tak samobyś postąpiła.
— O wstydzie! szepnęła z cicha biedna kobieta.
— Nie przechodźmy do przyczyn, powiedział pan Rappt, i mówmy o skutkach. Będę się bił z marszałkiem. Za kim składasz życzenia? Taką była kwestja, którą miałem zaszczyt postawić pani.
— Panie, odmawiam stanowczo odpowiedzi.