Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/199

Ta strona została przepisana.

przez uderzanie rękami jej o swoje. Gdy środek ten nie skutkował, jedna z kobiet chwyciła karafkę stojącą na tualecie i wodą oblała twarz biednej sieroty.
Karmelita przyszła do siebie, drżąca i zziębła; kobiety chciały ją rozebrać i położyć w łóżko. Ale ona, uczyniwszy wysilenie i zrywając się na nogi, odwróciła się do Kolombana.
— Powiedziałeś pan, rzekła, że matka moja żąda, abym jej oczy zamknęła... Prowadź mnie do niej, prowadź mnie, proszę cię! Bo bez tego, dodała ze zgrozą usta swe do ucha Kolombana zbliżając, bez tego, ona patrzyłaby tak na mnie przez całą wieczność!
— Pójdź pani! odrzekł młodzieniec, któremu zdawało się widzieć początki maligny w oczach sieroty.
I oparta na młodzieńcu przeszła przez swój pokój, weszła do pokoju matki, której wzrok chociaż już szklisty, zachował swą straszną nieruchomość, zbliżyła się do łóżka krokiem wolnym, sztywnym, uroczystym i pochylając się nad zwłokami, zapuściła jej powieki pobożnie, jednę po drugiej. Poczem, gdy sił już jej nie starczyło, Karmelita padła i zemdlała powtórnie.

XIV.
Fra Dominico Sarranti.

Młodzieniec ujął Karmelitę w objęcia i jak dziecię przeniósł do sąsiedniego pokoju, w którym oczekiwały dwie kobiety.
Nadeszła chwila, by ją rozebrać i położyć. Kolomban odszedł do siebie, prosząc jednę z sąsiadek, aby mu dała znać, jak tylko się załatwią.
W dziesięć minut potem sąsiadka weszła do Kolombana.
— I cóż? zapytał.
— Przyszła do siebie, rzekła sąsiadka, ale trzyma się za głowę oburącz i wymawia wyrazy bez związku, jakby w malignie.
— Czy ona ma krewnych? zapytał młodzieniec.
— Nie wiem.
— Może ma jaką przyjaciółkę w sąsiedztwie?
— Żadnej przyjaciółki! były to kobiety bardzo spokojne, uczciwe, grzeczne, które żyły nader odosobnione.