Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1994

Ta strona została przepisana.

sób, tajemniczo, incognito; jest to kaprys zapewne, ale przedśmiertny, błagam cię, uszanuj go!...
— Dlaczego w ogrodzie? zauważyła księżniczka. Dlaczego nie tu albo w oranżerj?
— Dlatego, powtarzam ci, księżniczko, że mogliby go spostrzedz, a to nie jest ani w twoim ani w moim interesie. Dowodem, że widujesz go prawie codzień wieczorem w ogrodzie; co, mówiąc nawiasem, jest prawdziwą nieroztropnością, nieusprawiedliwioną ze względu na twoją delikatną budowę...
— Lecz... przerwała żywo księżniczka.
— Lecz... przerwał jeszcze żywiej hrabia, nie rozumiem twoich uwag, chyba, że może masz do mnie jaką nieufność, na ten raz nieuzasadnioną.
Mógł był bardzo dobrze sformułować brak ufności księżniczki; dość była zrozumiałą.
Młoda kobieta myślała w samej rzeczy: „Kiedy chce się z nim widzieć wieczorem, to dlatego, że przygotowuje zasadzkę“.
— A gdybym też nieufała? wyrzekła.
— Uspokoiłbym cię, Regino, odpowiedział hrabia, mówiąc, że możesz być obecną naszej rozmowie, z daleka lub z bliska, jak zechcesz.
— Niech się więc stanie, wyrzekła Regina po chwili namysłu, jutro wieczorem o dziesiątej zobaczysz się z nim.
— W ogrodzie?
— W ogrodzie.
— W jaki sposób go uprzedzisz?
— Oczekuję na niego.
— A gdyby nie przyszedł?
— Przyjdzie.
— Otóż to jest odpowiedź kobiety zakochanej! wyrzekł lekkim tonem hrabia Rappt.
Biedna Regina zarumieniła się aż po białka.
Hrabia Rappt mówił dalej:
— Mogłoby wypaść, że nie przyjdzie właśnie tego dnia, w którym najwięcej potrzebujesz się z nim widzieć; trzeba wszystko przewidzieć. Bądź więc tak dobrą i napisz do niego.
— Dobrze! powiedziała księżniczka stanowczo, napiszę.
— Wszystko ci jedno, jeżeli zaraz do niego napiszesz, nieprawdaż?