Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2001

Ta strona została przepisana.

szufladę i wyjął z niej pistolety. Obejrzał je, opatrzył zamki, i przekonawszy się że są nabite:
— Dobrze, powiedział, kładąc je w to samo miejsce i zasuwając szufladę.
Tylko co spuścił klapę od biurka, usłyszał jak ktoś zapukał z lekka po trzykroć.
— Proszę wejść, powiedział.
Bordier wszedł.
— Siadajmy, Bordier, wyrzekł hrabia, mamy do pomówienia o rzeczach ważnych.
— Czyś pan nie słaby, panie hrabio? zapytał Bordier, widząc zmienioną twarz hrabiego.
— Nie, Bordier. Wiesz pewnie, co zaszło tej nocy i nie powinieneś się dziwić, że po takim wypadku nie jestem w zwykłem usposobieniu.
— Dowiedziałem się w samej rzeczy, panie hrabio, z wielkiem mojem zdziwieniem i żalem, o śmierci pani marszałkowej de Lamothe-Houdan.
— W tym też właśnie przedmiocie chcę się z tobą rozmówić, Bordier. Dla przyczyn, których nie potrzebuję ci wyłuszczać, bić się będę jutro.
— Ty, panie hrabio? zawołał przerażony sekretarz.
— Nie inaczej, ja i nie ma się tem co tak dalece przerażać; znasz mnie i wiesz czy umiem bronić mego życia. To też nietylko o pojedynku chcę z tobą pomówić, ale o skutkach, jakie mogą ztąd wyniknąć. Ze spostrzeżeń, jakie zrobiłem, obawiam się zasadzki; potrzebuję twego poparcia i obecności, żeby nie zginąć.
— Mów, panie hrabio, wiesz, że moje życie do ciebie należy.
— Nigdym o tem nie wątpił, Bordier; lecz przedewszystkiem, dodał, biorąc z biurka arkusz papieru, oto twoja nominacja na prefekta; otrzymałem ją dziś wieczorem.
Twarz przyszłego prefekta w jednej chwili zajaśniała a oczy zabłysły radością.
— O! panie hrabio! wyjąkał, ileż wdzięczności winien ci jestem i jakim sposobem zdołam się kiedykolwiek uiścić...
— Powiem ci. Znasz pana Petrusa Herbela?
— Znam, panie hrabio.
— Potrzeba mi człowieka pewnego, żeby mu zaniósł ten list, liczyłem na ciebie.