Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2002

Ta strona została przepisana.

— Czy to wszystko, panie hrabio? zapytał Bordier zdziwiony.
— Poczekaj. Czy masz w swem biurze dwóch ludzi, za których mógłbyś odpowiadać?
— Jak sam za siebie, panie hrabio. Jeden z nich pragnie pozyskać biuro tabaczne, drugi stęplowe.
— To dobrze! powiesz jednemu z nich, żeby stanął na bulwarze Inwalidów i nie ruszył się, aż zobaczy wychodzącą przez bramę pałacową, Nanę, służącą hrabiny. Pójdzie za nią w pewnej odległości, a jeżeli zobaczy, że skieruje się na ulicę Notre-Dame-des-Champs, gdzie mieszka pan Petrus, dogoni ją i powie: „W imię hrabiego Rappta oddaj mi list, który niesiesz, albo niepuszczę cię.“ Nana kocha hrabinę, ale ta stara kobieta jest jeszcze więcej tchórzliwą jak poświęconą.
— Stanie się, jak sobie życzy pan hrabia, i to tem lepiej, iż ci dwaj ludzie mają bardzo straszne fizjognomje.
— Co zaś do drugiego, to samo zalecenie, tylko, zamiast umieścić się na bulwarze, zaczai się przy ulicy Plumet, na wprost drzwi pałacu i zaczeka na wyjście mamki, za którą pójdzie i dobiegnie ją, jak to już powiedziałem co do pierwszego.
— I kiedy to mają zacząć tę czynność, panie hrabio?
— Natychmiast, Bordier, nie czekając chwili.
— Licz na mnie, panie hrabio, powiedział Bordier, zwracając się ku drzwiom gabinetu.
— Poczekaj, Bordier! zawołał Rappt, zapominasz co najgłówniejsze.
Następnie, wyjmując z kieszeni list zaadresowany do Petrusa od księżniczki Reginy, oddał go sekretarzowi, mówiąc:
— Niepotrzeba odnosić się do pana Petrusa Herbela; oddasz jak zwyczajnie list służącemu, prosząc go, żeby odniósł jak najspieszniej panu. Skoro tylko wrócisz, przyjdziesz zdać mi sprawę.
Bordier oddalił się, poszedł poumieszczać swoich ludzi na czatach, owinął się obszernym płaszczem i skierował na ulicę Notre-Dame-des-Champs.
Podczas, gdy Bordier szedł pospiesznie ku domowi Petrusa, jakiś człowiek mniej obwinięty od niego, idący krokiem wolnym i równym, jak prawdziwy oficjalista rządowy,