Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2005

Ta strona została przepisana.

przyszedł mi jak promień światła podczas nocy ciemnej. Biedna moja matka umarła, a ja odebrawszy twój list, myślałam tylko o jednej rzeczy, o zwiększeniu miłości, jaką mam dla ciebie, tą miłością, którą miałam dla niej. „Poddajmyż się więc, mój Petrusie, przykrości oddalenia przez kilka dni; lecz wierzaj, że czy z bliska, czy z daleka, kocham cię!

Regina“’.

Zapieczętowała list i oddała Nanie, mówiąc:
— Zanieś to Petrusowi.
— Na ulicę Notre-Dame-des-Champs? rzekła Nana.
— Nie, odpowiedziała księżniczka, na ulicę Varennes, do hrabiego Herbela.
Nana wyszła.
W chwili gdy Nana przestępowała próg pałacu, dwaj ludzie pana Rappta, albo raczej Bordiera, stali już na stanowiskach. Ten, który czatował na ulicy Plumet, widząc, iż Nana zwraca się na prawo i znika za rogiem bulwaru, poszedł za nią w pewnej odległości, według zalecenia hrabiego Rappta. Przybywszy na bulwar, człowiek z ulicy Plumet złączył się ze swym towarzyszem i rzekł do niego:
— Stara nie idzie drogą prowadzącą do ulicy Notre-Dame-des-Champs.
— Obawia się, żeby jej kto nie śledził, odpowiedział drugi, i dlatego okrąża.
— W takim razie chodźmy za nią! podjął znów pierwszy.
— Chodźmy, powtórzył drugi.
Szli za sługą w oddaleniu dwudziestu kroków. Widzieli jak zadzwoniła do pałacu Courtenay; w minutę potem weszła do wnętrza.
Jakoż, ponieważ mieli instrukcję, żeby wyrwać jej list tylko przy ulicy Notre-Dame-des-Champs, ani nawet pomyśleli, żeby napadać na nią na środku ulicy Varennes. Oddalili się na bok i złożyli radę.
— Niezawodnie, powiedział jeden, weszła tam po to, żeby załatwić jakieś zlecenie, z powrotem pójdzie w stronę bulwaru Montparnasse.
— To bardzo możebne, wyrzekł drugi.
Ale nic z tego. Po pięciu minutach zobaczyli sługę wracającą najzupełniej tą samą drogą, którą przyszła, aż do pałacu de Lamothe-Houdan.