Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2009

Ta strona została przepisana.
II.
W którym wykazuje się, iż stan posłańca miejskiego jest istotnie uprzywilejowanym.

Tego wieczora, o godzinie dziesiątej, ogród a raczej park pałacu de Lamothe-Houdan pokryty śniegiem, oświetlony niebieskim blaskiem księżyca, podobny był do jeziora szwajcarskiego. Gazony świeciły jak perły; krzewy miały na sobie strój djamentowy. Gałęzie drzew schylały się pod obfitością splotów przetykanych drogiemi kamieniami.
Była to jedna z owych pogodnych nocy zimowych, których zimno nie tamuje nawet zapału prawdziwych miłośników natury.
Poeta byłby tam znalazł najpiękniejszy i najwyższy przedmiot do rozmyślania, kochanek, materjał do najsłodszych marzeń.
Salvator przybywszy na bulwar Inwalidów i widząc przez kratę ten piękny park, oświetlony jak w dzień, stanął przejęty podziwem, lecz podziw trwał krótko, bo ciekawy był dowiedzieć się, jakie będzie rozwiązanie tej schadzki, na którą przyjaciel jego był zaproszony, a która wydawała mu się poprostu zasadzką.
Opowiedzmy w kilku słowach, jakim sposobem, prócz, wrodzonego przeczucia, przypadkiem znalazł się na śladzie.
Wyszedłszy z pracowni Petrusa, poszedł do siebie, zanim udał się na ulicę Żelazną po swoje nosze. Gdy przybył na ulicę Macon, opowiedział Fragoli całą tę przygodę. Młoda kobieta, tak, jak to była zwyczajna czynić w podobnych okolicznościach, szybko włożyła kapelusz, zarzuciła futro na ramiona i udała się z całym pośpiechem do księżniczki Reginy, żeby jej wytłómaczyła co znaczył ten list.
Odpowiedź księżniczki, otoczonej osobami przybyłemi, by ją pocieszyć po śmierci marszałkowej, była krótką i znaczącą.
Powiedziała:
— Byłam zmuszoną ten list napisać. Niechaj Petrus nie przychodzi, niebezpieczeństwo mu grozi.
I właśnie też dlatego, iż niebezpieczeństwo groziło Petrusowi, Salvator, przygotowany i uzbrojony na wszelki