Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2010

Ta strona została przepisana.

wypadek, poszedł na schadzkę w miejsce swego przyjaciela.
Rzuciwszy więc okiem na park w sposób, w jaki byłby to zrobił poeta, obejrzał kratę i zapytał siebie, jak on tam wejdzie.
Nie długo potrzebował się namyślać, mała furtka ogrodowa była otwarta.
— Zdradliwe wejście! pomyślał, wyjmując z kieszeni pistolet, który nabił i ukrył pod płaszczem.
Popchnął zwolna furtkę, nie omieszkawszy naprzód z prawej i lewej strony przejrzeć drzewa i krzaki. Uszedłszy z ośm kroków, spostrzegł w jednym klombie z lewej postać w bieli, w której poznał zdała księżniczkę Reginę. Już miał się zbliżyć do niej, ale ostrożny jak Mohikan, odwrócił głowę i wzrok utopił w klombie z prawej strony.
Były to wielkie krzaki bzu, przerżnięte wąziutką ścieżynką, w końcu której zobaczył błyszczące oczy człowieka, schowanego po za grubym kasztanem.
— Oto nieprzyjaciel, powiedział do siebie, chwytając palcem za kurek pistoletu.
Potem zatrzymując się raptem, osadził się mocno na nogach, jak człowiek, który przygotowuje się do obrony życia.
Był to istotnie nieprzyjaciel, hrabia Rappt, który skrywszy się po za drzewami, z pistoletem w każdej ręce, czekał gorączkowo na kochanka księżniczki.
O pół do dziesiątej zeszedł do parku, sam otworzył furtkę i zaczaił się w gąszczu, gdy odwracając się, spostrzegł o trzy kroki od siebie wyprostowaną, białą, nieruchomą jak widziadło, księżniczkę Reginę.
Odkąd widziała się z Fragolą, księżniczka nie obawiała się już o Petrusa, ale znała poświęcenie Salvatora i o niego właśnie drżała w obecnej chwili.
— Pani tu! zawołał hrabia Rappt.
— Nie inaczej, odrzekła zimno księżniczka, czyż nie mówiłeś mi pan, iż mogę być przytomną tej rozmowie?
— Ależ, nie zastanowiłaś się wcale, podjął hrabia, twoje zdrowie bardzo jest delikatne, a noc mroźna. Mam tylko słów kilka do powiedzenia temu człowiekowi, odejdź więc do domu.
— Nie, wyrzekła księżniczka, całą noc przebyłam w naj-