Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2012

Ta strona została przepisana.

pozostawi nas długi czas w spokoju. Księżniczko, powiedział półgłosem, podnosząc głowę młodej kobiety zemdlonej, księżniczko ocuć się!
Ale księżniczka nie słyszała go.
Podjął trochę śniegu i natarł Reginie skronie. Otworzyła oczy a spoglądając ze smutkiem na Salvatora, wyrzekła:
— Co się to stało?
— Nic, odpowiedział młody człowiek, nic przynajmniej takiego, coby panią mogło zmartwić.
— Ale ten strzał? zapytała Regina, zatapiając wzrok w Salvatora, żeby się upewnić, czy nie był raniony.
— Ten strzał, odrzekł Salvator, wymierzony był we mnie przez człowieka ukrytego za drzewem, ale mnie nie dotknął.
— Tym człowiekiem był hrabia, powiedziała żywo Regina, podnosząc się i opierając na ramieniu zbawcy.
— Nie byłem tego pewny.
— Był to on jednakże, rzekła Regina.
— Żałuję go, po wiedział Salvator, bo strzeliłem do niego, a zapewne nie miał tak jak ja, blachy posłańca, któraby go ocaliła.
— Zabiłeś hrabiego? zapytała Regina przerażona.
— Nie wiem, odrzekł Salvator, ale jestem pewny, żem go trafił, bo widziałem, jak padł na trawnik. Jeżeli pozwolisz księżniczko, pójdę upewnić się.
I Salvator zagłębił się szybko w alei, w końcu której padł hrabia Rappt.
Spostrzegł nasamprzód twarz jego, która z bladej zazwyczaj stała się siną, czy to skutkiem śmierci, czy też przyćmionego światła księżyca; naokoło niego śnieg był krwią poznaczony. Zbliżył się, pochylił nad hrabią i nie słysząc oddechu, przyłożył rękę do piersi: już nie oddychał! kula przeszyła mu serce!
— Niech Bóg zlituje się nad jego duszą! powiedział filozoficznie. Potem, wracając do księżniczki: Nie żyje! wyrzekł lakonicznie.
Regina opuściła głowę.
Lecz nagle pomiędzy niemi zjawił się jakby wyrosły z ziemi człowiek wysokiego wzrostu, ze skrzyżowanemi na piersiach rękami. Patrząc prosto posłańcowi i młodej kobiecie w oczy, głosem poważnym: