Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2014

Ta strona została przepisana.

— Mów pan więc, rzekł starzec, zwracając się do Salwatora.
— Panie marszałku, zaczął tenże, jeden z przyjaciół moich wezwany był z rozkazu pana hrabiego Rappta, by przybył do tego parku o godzinie dziesiątej. Przyjaciel ten był nieobecny, ja przyszedłem w jego miejsce, ale zanim przyszedłem, niektóre wskazówki, znane pani hrabinie, dały mi do myślenia, że wpadnę w zasadzkę. Uzbroiłem się więc...
— Lecz komuż to pan Rappt dał rozkaz przybycia? przerwał pan de Lamothe-Houdan.
— Człowiekowi, który nie mógł ani podejrzewać sideł, ani domyślać się nieuczciwości hrabiego.
— Mnie to, mój ojcze, powiedziała żywo księżniczka Regina, dał hrabia, używszy gwałtu, rozkaz wezwania na ten wieczór, niewiadomo w jakim celu pana Petrusa Herbela.
— W istocie, w jakim celu? zapytał marszałek.
— Nie wiedziałam przed chwilą, ale wiem teraz: żeby go zamordować.
— O! jęknął starzec z oburzeniem.
— Przyszedłem więc o godzinie naznaczonej, podjął Salwator, zamiast mego przyjaciela Petrusa. Zaledwiem wszedł do tego parku, którego furtka otwarta była umyślnie, dostałem w same piersi, to jest w sam znak posłańca miejskiego z blachy, kulę pistoletową z ręki człowieka, ukrytego w cieniu. Byłem uzbrojony, powtarzam, i obawiając się nowego napadu, uprzedziłem, wycelowawszy w hrabiego.
— Ale ten człowiek, zapytał pan de Lamothe-Houdan ze strachem, ale ten człowiek?
— Nie wiedziałem kto on był, panie marszałku, ale hrabina, która, tak jak ja, obawiała się podstępu, ukryła się w szpalerze, żeby śledzić i uprzedzić to, co się stać miało; pani hrabina powiedziała mi, że tym człowiekiem był hrabia Rappt.
— On! szepnął głucho pan de Lamothe-Houdan.
— On sam, panie marszałku, tylko com się o tem przekonał.
— On! powtórzył starzec z wściekłością.
— Poszedłem do niego, ciągnął dalej Salvator, mając nadziej przyjścia w pomoc. Zapóźno, panie marszałku, kula przeszyła piersi, pan hrabia Rappt nie żyje.