Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2017

Ta strona została przepisana.

— Chodź, wyrzekł, jąkając pan de Lamothe Houdan, jak tylko spostrzegł księżniczkę, i przebacz mi moją cierpkość. Byłem przed chwilą okrutnym względem ciebie. Przebacz moje dziecię, jestem nieszczęśliwy! Czy chcesz mnie pocałować?
— Mój ojcze! zawołała przez przyzwyczajenie księżniczka Regina, poświęcę życie, abyś zapomniał wszystkich boleści twoich.
— Życie twoje krótkoby trwało, biedne dziecię, gdybyś je chciała według mego mierzyć, powiedział starzec poruszając głową, widzisz przecie, że pozostaje mi zaledwie kilka godzin.
— Nie mów tego, ojcze! zawołała młoda kobieta.
Salvator spojrzał na nią z wyrazem: „Nie miej żadnej nadziei.“
Regina zadrżała i schyliła głowę, żeby ukryć łzy.
Starzec dał znak Salvatorowi, żeby się zbliżył, bo wzrok począł mu się mieszać.
— Daj mi, wyrzekł głosem tak słabym, że zaledwie można go było słyszeć, to, co potrzeba do pisania.
Młody człowiek przysunął stół, wyjął z teki arkusz papieru, a maczając pióro w kałamarzu, podał je marszałkowi.
Pan de Lamothe-Houdan zwrócił się do księżniczki i spoglądając na nią z nadzwyczajną słodyczą, rzekł ojcowskim głosem:
— Tego młodzieńca, na którego pan Rappt nastawił sidła, kochasz zapewne, moje dziecię?
— Tak, odpowiedziała, rumieniąc się księżniczka.
— Weź błogosławieństwo od starca. Bądź szczęśliwą moja córko! Następnie, zwracając się do Salvatora i wyciągając doń rękę: Naraziłeś życie, wyrzekł, żeby ocalić życie twego przyjaciela. Jesteś godnym synem twojego ojca, przyjmij podziękę uczciwego człowieka!
W tej chwili twarz marszałka zrobiła się purpurową, oczy krwią zaszły.
— Prędko, prędko, papieru!
Pan de Lamothe-Houdan przysunął się do stołu i napisał ręką pewniejszą, niż to można było przypuścić, następujące wyrazy:
„Niechaj nikogo nie obwiniają o śmierć hrabiego Rappta; ja to bowiem zabiłem go dziś wieczorem o godzinie dzie-