nic już sobie nie przypominacie, żebyście w czemkolwiekbądź przestąpili rozkazy jakie wam dałem?
— Najzupełniej, wyrzekł olbrzym.
— Nic, najzupełniej, powtórzył karzeł, spoglądając z kolei na swego towarzysza.
— Otóż ja wam odświeżę pamięć, powiedział pan Jackal, przysuwając grubą księgę i dobywając z niej podwójny arkusz papieru, który położył na stole, a przebiegłszy go szybko oczami: Wynika, wyrzekł, z tego raportu przyłączonego do waszych akt: po pierwsze, iż w nocy 13-go listopada, pod pozorem niesienia pomocy kobiecie, która zachorowała, okradliście w części sklep jubilera przy ulicy Saint-Denis.
— O! wykrzyknął Brin-d’Acier przerażony.
— O! powtórzył Papillon oburzony.
— Powtóre, ciągnął dalej pan Jackal, w nocy 20-go listopada obaj za pomocą wytrychów i kobiety Barbetty, kochanki imci pana Avoine, waszego kamrata, dostaliście się do bankiera na tej samej ulicy i złupiliście w dukatach sardyńskich, florenach bawarskich, w talarach pruskich, w gwineach angielskich, w dublonach hiszpańskich oraz w biletach bankowych francuzkich, sumę sześćdziesiąt trzy tysiące siedmset franków, siedmdziesiąt centimów, nie licząc przewyżki kursu.
— To obmowa, powiedział Brin-d’Acier.
— To potwarz szkaradna, dodał Papillon.
— Po trzecie, mówił dalej pan Jackal, nie zdając się zważać na oburzenie dwóch więźniów, w nocy 21-go tego samego miesiąca, obaj, w towarzystwie waszego przyjaciela Gibassiera, napadliście z bronią w ręku, pomiędzy Nemours i Chateau-Laudon, na powóz pocztowy, wiozący anglika z żoną, a przyłożywszy pistolet do piersi pocztyljona i kurjera, skradliście walizę, zawierającą dwadzieścia siedm tysięcy franków. Wzmiankuję tu tylko dla pamięci o złotym łańcuchu i zegarku anglika, jako też o pierścionkach i kosztownościach angielki.
— Ależ to niegodziwość, zawołał alzatczyk.
— Czysta niegodziwość, powtórzył gaskończyk.
— Po czwarte nakoniec, ciągnął dalej, nie tracąc przytomności pan Jackal, ażeby nie zatrzymywać się już nad wszystkiemi waszemi figlami od owej nocy aż do 31-go grudnia, w dniu pierwszym 1828 roku, dlatego zapewne,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2029
Ta strona została przepisana.