Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2031

Ta strona została przepisana.

Przyszłość tych figur bardzo tylko średnio zajmowała filozofa, pana Jackala.
Jakiejże były wartości w samej rzeczy podrzędne istoty te, wobec niezaprzeczonej wyższości Gibassiera?
Gibassier! agent feniks — „rara avis!“ — szpiegostwo wcielone! człowiek wynajdujący najniespodziewańsze fortele! człowiek z nieokreślonemi środkami! człowiek wcielający się przerozmaicie, jak bożek indjan!
Oto nad czem rozmyślał naczelnik tajnej policji po odejściu Brin-d’Aciera i Papillona a przed przybyciem Gibassiera.
— Wreszcie, szepnął, kiedy tak być musi!
I zadzwoniwszy na woźnego, poszedł zasiąść na fotelu i zagłębił głowę w rękach. Woźny wprowadził Gibassiera.
Tego dnia Gibassier ubrany był po stołecznemu; jedwabne pończochy zdobiły jego nogi, a białe rękawiczki obciągały ręce. Twarz miał zarumienioną a oczy dość ponure zazwyczaj, ożywione były teraz nadzwyczajnym blaskiem.
Pan Jackal podniósł głowę i uderzyła go wspaniałość ubrania i twarzy galernika.
— Idziesz zapewne na wesele albo na pogrzeb dzisiaj? zapytał go.
— Na wesele, kochany panie Jackal, odpowiedział Gibassier.
— Na swoje może?
— Niezupełnie, drogi panie; pan zna moją zasadę tyczącą się małżeństwa, lecz to wszystko jedno, dodał z zarumienieniem, narzeczona jest dawną przyjaciółką moją.
Pan Jackal zapchał sobie nos tabaką, jakby dla powstrzymania napomnienia, jakie miał dać Gibassierowi odnośnie do jego zasady względem kobiet.
— Czy mam przyjemność znać męża? zapytał po chwili milczenia.
— Zna go pan przynajmniej ze słyszenia, odpowiedział złoczyńca, jest to mój towarzysz z Tulonu, ten, z którym tak dowcipnie wymknąłem się z galer, to anioł Gabrjel.
— Przypominam sobie, rzekł pan Jackal potrząsając głową, opowiadałeś mi tę przygodę w głębi Gadającej studni, z której szczęśliwie cię wyłowiłem, co, mówiąc nawiasem, nabawiło mnie kataru, nieopuszczającego mnie dotąd.