Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2032

Ta strona została przepisana.

I jakby dla nadania większej wagi swoim słowom, pan Jackal począł kaszlać.
— Porządny kaszel, wyrzekł Gibassier, tęgi kaszel, dodał w formie pocieszenia. Dziad mój jeden umarł mając sto siedm lat, gdy uciekał z piątego piętra z takim kaszlem.
— Co się tyczy ucieczki, powiedział pan Jackal, nigdyś mi dobrze nie wyłuszczył swojej, wiem, niedostatecznie, że dozorca infirmerji pomagał Gabrjelowi i tobie; ale, ażeby namówić nawet dozorcę, potrzeba mieć pieniądze. Zkądeś ty wziął pieniędzy? Bo o ile wiem, twoja „ciężka praca“ nie bardzo cię wzbogaciła.
Twarz Gibassiera na te słowa z różowej stała się czerwoną.
— Rumienisz się, zauważył pan Jackal zdziwiony.
— Proszę mi wybaczyć, panie Jackal, wyrzekł złoczyńca, lecz jedno ze wspomnień najzłudniejszych mego pełnego przygód życia, przyszło mi w tej chwili do głowy; nie mogę się powstrzymać od zarumienienia.
— Ułudne wspomnienie tyczące się galer? zapytał pan Jackal.
— Nie, odparł Gibassier, marszcząc brwi, tyczyło ono mojej ucieczki, albo raczej tajemniczej damy, która mi ją ułatwiła.
— Pch! odetchnął pan Jackal, spoglądając wzgardliwie na Gibassiera, to mogłoby nabawić wstrętu na całe życie do pięknej rodu ludzkiego połowy.
— I ta właśnie tajemnicza dama, ciągnął dalej złoczyńca, nie zdając się zważać na wzgardę swego pana, zaślubiła dziś Gabrjela.
— A jednak zapewniałeś mnie, Gibassier, wyrzekł surowo naczelnik policji, że ten przestępca jest za granicą.
— To prawda, odparł z pewnym rodzajem pychy Gibassier, był tam, żeby uzyskać przyzwolenie rodziny i upomnieć się o swoje papiery.
— Schwytano was razem, tak mi się zdaje?
— W samej rzeczy, kochany panie.
— Jako fałszerzy pieniędzy?
— Za pozwoleniem, czcigodny panie, to anioł Gabrjel fałszował pieniądze; co do mnie, jestem opłakanym nieukiem we względzie metalurgji.