szany przestępca stara się wypocząć w ucieczce. Na pierwszy wystrzał armatni, zapowiadający ucieczkę, zdają się wychodzić z pod ziemi uzbrojeni w kije, sznury, kamienie, noże i sposobią się do polowania z chciwością, która zdaje się być instynktowną u cyganów. Byłem tam więc od trzech dni, gdy wieczorem wystrzał armatni dał się słyszeć, oznajmiając drugą ucieczkę. Otóż to dopiero harmider myśliwski między cyganami! Każdy z nich łapie za pierwszą lepszą broń, jaka mu wpada pod rękę, i czając się na mego nieszczęśliwego towarzysza, zostawia mnie w spokoju na mej skale, jak starożytnego Prometeusza, szarpanego przez zęby pragnienia i głodu.
— Twoje opowiadanie drga żywem zajęciem, Gibassier, powiedział pan Jackal z niewzruszonym spokojem, mów dalej.
— Głód, podjął Gibassier, podobnie jak Guzman, nie znosi przeciwności. W dwóch skokach spuściłem się na dół; w trzech susach byłem wgłębi doliny. Spostrzegłem o kilka kroków chatę i światło w oknie. Już miałem zapukać, żeby prosić o trochę wody i chleba, kiedy przyszło mi na myśl, że ta chałupa jest może schronieniem jakiego cygana, albo co najmniej wieśniaka, który nieomieszkałby mnie sprzedać. Wahałem się chwilę, a wkrótce namyśliłem się. Zapukałem do drzwi trzonkiem noża, postanowiwszy drogo sprzedać życie, gdyby co groziło. „Kto tam spytała kobieta, po której złamanym głosie poznałem, że stara, a po akcencie że cyganka. Biedny podróżny, który żąda tylko szklanki wody i kawałka chleba, odpowiedziałem. „Idź swoją drogą“, zakończyła stara, zamykając okienko. Dobra kobieto, w imię ludzkości, daj chleba i wody! zawołałem. Ale stara nie odpowiedziała. Samaś tego chciała, wyrzekłem, uderzając silnie nogą drzwi, tak, że wpadły do sieni. Na odgłos padających drzwi, stara cyganka ukazała się z lampką na wierzchołku drabiny, służącej za schody. Prawą ręką zasłaniała lampkę, żeby lepiej oświetlić twarz moją, ale nie mogąc nic dojrzeć pośród ciemności, zapytała harczącym głosem: „Kto tam?“ Nieszczęśliwy podróżny, odpowiedziałem. „Poczekaj, wyrzekła, schodząc ze stopni drabiny z nadzwyczajną szybkością, jak na jej wiek zadziwiającą, poczekaj, ja ci dam podróżowanie“. Widząc, że będę miał nie lada utrapienie z tą starą czarownicą, pobiegłem do izby, a widząc w dzieży leżący
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2034
Ta strona została przepisana.