w sińcach, które otaczały oczy, oznakę bezsennej i pełnej niepokoju nocy. Co też nieomieszkał zauważyć pan Jackal, który nieomylił się względem powodów bezsenności złoczyńcy.
W samej rzeczy, po uczcie nastąpił bal; w czasie balu obnoszono poncz; po ponczu nastąpiła hulanka, i kto nie wie do czego hulanka może zaprowadzić swoich wiernych.
Lecz ani wino, ani poncz, ani hulanka nie były tak dzielne, żeby zmódz człowieka równie silnego jak Gibassier, i pan Jackal byłby widział jaśniejącą na czole galernika jego zwyczajną pogodę, gdyby nie uboczna okoliczność, która wydarzyła się nad ranem, by mu odjąć jednocześnie humor i kolory twarzy. A czytelnik przyzna wraz z nami za chwilę, że mogła mu odjąć i co więcej jeszcze.
W samej istocie oto co się przytrafiło:
O ósmej z rana śpiącego jeszcze Gibassiera zbudziły nagle gwałtowne uderzenia do drzwi.
Począł wołać:
— Kto tam? Głos kobiecy odpowiedział:
— To ja! Gibassier poznał głos, poszedł otworzyć drzwi i spiesznie położył się napowrót.
Niech kto osądzi jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył wchodzącą bladą z rozpuszczonym włosem, z rozszalałym wzrokiem kobietę trzydziestoletnią, która nie była kim innym, jak tylko świeżo poślubioną żoną anioła Gabrjola, dawną przyjaciółką jego, jak to był powiedział panu Jackalowi.
— Co się stało Elizo? zapytał jak tylko weszła.
— Zabrali mi Gabrjela! odrzekła kobieta.
— Jak to, zabrali Gabrjela! powiedział galernik osłupiały. Kto taki?
— Nie wiem.
— Kiedy?
— I tego niewiem.
— To coś nowego, powiedz mi, kochana przyjaciółko, wyrzekł Gibassier, przecierając oczy, żeby się przekonać czy się dobrze zbudził, przecież już nie śpię i nie marzy mi się, że ty tu jesteś i że porwano Gabrjela? Co się to ma znaczyć? Jak się to stało?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2037
Ta strona została przepisana.