Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2038

Ta strona została przepisana.

— Oto tak, rzekła Eliza. Wychodząc z „Niebieskiego kompasa,“ skierowaliśmy się do naszego mieszkania, nieprawdaż?
— Chcę temu wierzyć.
— Pewien miody człowiek, przyjaciel Gabrjela, i drugi, któregośmy nie znali, bardzo przyzwoicie przytem ubrany, odprowadzili nas aż do drzwi. Gdyśmy już przy nich stanęli, w chwili, gdym sięgnęła do dzwonka, przyjaciel Gabrjela rzeki mu:
„Jestem zmuszony wyjechać jutro z rana, nie będę mógł się z tobą zobaczyć, a jednak mam ci coś ważnego do powiedzenia.
„A więc, odparł Gabrjel, jeżeli to coś tak ważnego, to powiedz mi zaraz.
„Kiedy to tajemnica, wyrzekł z cicha jego przyjaciel.
„Jeżeli o to ci chodzi, odpowiedział Gabrjel, Eliza pójdzie położyć się spać, a ty mi powiesz rzecz całą.“
— Poszłam tedy położyć się w samej rzeczy, a tak byłam zmęczona tańcem, żem zasnęła jak kłoda. Otóż z rana zbudziwszy się o ósmej godzinie, wołam Gabrjela; Gabrjel nie odpowiada. Schodzę do stróżki i rozpytuję ją. Ani widu, ani słychu, wcale do domu nie wrócił!
— Noc weselna!... powiedział Gibassier, pocierając czoło.
— Otóż to właśnie, com sobie rzekła, odezwała się Eliza. Gdyby to nie była weselna noc, dałoby się to jeszcze wytłómaczyć.
— Z łatwością dałoby się wytłómaczyć, zauważył galernik, który szczycił się, że umiał tłómaczyć najzawikłańsze sprawy.
— Wtedy pobiegłam pod „Niebieski kompas“ i do szynku, gdzie Gabrjel zazwyczaj chodzi, usiłując zasięgnąć wiadomości, a ponieważ nie otrzymałam ich od nikogo, przyszłam się czegoś dowiedzieć od ciebie.
— „Od ciebie,“ wyraz to trochę nierozważny, wyrzekł Gibassier, jak na młodą żonę.
— Kiedy mówię, że nie jestem jeszcze jego żoną.
— W końcu masz słuszność, przyznał złoczyńca, który począwszy od tej chwili, zaczął uważać dawną swą przyjaciółkę zupełnie tak jak nową. I nic nie podejrzewasz? podjął po tem rozpatrzeniu się.
— Cóż chcesz, żebym podejrzywała?
— Wszystko u licha!