— To wiele, zauważyła naiwnie Eliza.
— Powiedz mi naprzód, wyrzekł Gibassier, jak się nazywa ten przyjaciel, który was odprowadzał.
— Nie wiem.
— Opisz mi go.
— Jest to mały brunet z wąsami.
— To nie jest opisanie, połowa rodzaju ludzkiego jest małego wzrostu, włosów czarnych i nosi wąsy.
— Chcę powiedzieć, że mi się zdaje, iż pochodzi z Południa.
— Z jakiego Południa? z południa Marsylji czy Południa Tulonu? Jest Południe i Południe różniące się kwadransem.
— Tego ci nie powiem; ubrany był zwyczajnie.
— Gdzie Gabrjel poznał się z nim.
— W Niemczech, tak jak mi się zdaje. Wyjechali razem z Moguncji, gdzie jedli obiad w tej samej oberży, a później z Frankfurtu, gdzie robili interesy na współkę.
— Jakie interesy?
— Nic nie wiem.
— Ty wiesz tak mało, kochana przyjaciółko, a ja nie widzę w drobnych objaśnieniach, jakie mi dajesz, żadnej wskazówki, kóraby mogła zaprowadzić nas na trop.
— Jak więc zrobić?
— Pozwól mi zastanowić się.
— Ty go nie podejrzewasz, żeby był zdolnym spędzić noc gdzieindziej?
— Przeciwnie, droga przyjaciółko, jest to moje najgłębsze przekonanie, gdyż skoro nie był u ciebie, to musiał być gdzieindziej.
— O! przez to słowo „gdzieindziej“ rozumiem dawne jego kochanki!
— Co do tego, utrzymuję przeciwnie. Byłoby to najpierw podłością, następnie głupstwem, a Gabrjel nie jest ani głupim ani podłym.
— To prawda, rzekła Eliza wzdychając, no, ale cóż mam robić?
— Przecież ci powiadam, że muszę nad tem pomyśleć!
W samej rzeczy, złoczyńca skrzyżował ręce, zmarszczył brwi, i zamiast patrzeć na swą dawną przyjaciółkę, jak to dotąd czynił, zamknął oczy i patrzał wewnątrz siebie.
Podczas tego Eliza kręciła młynka palcami i oglądała sypialnią Gibassiera.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2039
Ta strona została przepisana.