wcale czem innem niż księdzem, i próbował wszystkiego, ażeby go zwrócić do życia świeckiego; przywiózł z sobą, tak znaczną sumę pieniędzy, że mógł zapewnić młodzieńcowi niepodległość; ale ten stanowczo odmówił.
W roku 1820, po zniknieniu Gaetana Sarranti, syn jego, wychowaniec, jak powiedzieliśmy, seminarjum św. Sulpicjusza, był kilka razy wzywany przez policję. Raz, towarzysze widzieli go gdy wracał bardziej jeszcze ponury i blady niż zazwyczaj.
Oskarżenie daleko cięższe niż spisek przeciw bezpieczeństwu państwa, ciążyło na ojcu jego. Oskarżony był nietylko o to, że za pomocą środków gwałtownych czyhał na obalenie ustanowionego rządu, ale prócz tego prowadzono przeciw niemu śledztwo, o kradzież sumy trzech kroć sto tysięcy franków, należącej do tegoż pana Gerarda, w którego domu był nauczycielem, przypisywano mu nadto wykradzenie, jak mówiono zrazu, a jak teraz utrzymywano, zamordowanie dwojga dzieci, których kształcenie było mu powierzonem. Prawda, że wkrótce potem zaniechano śledztwa, ale niemniej wygnaniec pozostał pod ciężarem strasznego oskarżenia.
Wszystkie te wypadki sprawiły, że Dominik stawał się coraz bardziej ponurym jako człowiek, coraz bardziej surowym, jako ksiądz.
To też, w chwili wyrzeczenia ślubów, oświadczył, że chce wejść do jednego z zakonów najsurowszej reguły i wybrał zakon św. Dominika, który we Francji przybrał nazwę Jakobitów, a to z powodu, że pierwszy klasztor tego zakonu założony został na ulicy św. Jakóba. Wyrzekł śluby i wyświęcony został na księdza nazajutrz po dojściu do pełnoletności, to jest 7 marca 1821 roku.
Upłynęło tedy nieco więcej niż dwa lata, w epoce do której przyszliśmy, od czasu, jak brat Dominik został księdzem.
W tej porze był to mężczyzna mający około dwudziestu ośmiu lat, oczy miał wielkie, czarne, żywe, jasne, przenikające; spojrzenie głębokie, czoło posępne, oblicze blade i surowe, postawę wyniosłą, energiczną, śmiałą, wzrostem był wysoki, umiarkowany w giestach, zwięzły w słowach; krok jego był szlachetny, wolny, poważny, pod pewnym względem rytmiczny. Wola wreszcie niezłomna i głęboka energia, którą nacechowane było to niezwyczajne oblicze,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/204
Ta strona została przepisana.