Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2041

Ta strona została przepisana.

— Więc twoje życie zagrożone! spytała Eliza coraz więcej zdziwiona, widząc te wszystkie przygotowania.
— Więcej niż zagrożone! odparł galernik, nasadzając kapelusz na głowę.
— Lecz nie myślałeś wyjeżdżać, gdym tu weszła, zauważyła żona Gabrjela.
— Nie, lecz aresztowanie twego męża dodało mi weny.
— Sądzisz więc, że go aresztowano?
— Ja nie sądzę, tylko jestem pewny, z czego wynika, moje złotko kochane, że przyjmij moje niskie ukłony i zrób tak jak ja, to jest poszukaj bezpiecznego miejsca.
Mówiąc to, złoczyńca wziął Elizę za rękę, pocałował ją żywo i zbiegł ze schodów po cztery na raz, pozostawiwszy żonę anioła Gabrjela osłupiałą do najwyższego stopnia.
Będąc już na dole, Gibassier minął budkę odźwiernej, nie zważając wcale na to, że poczciwa kobiecina chciała mu oddać gazety i listy, które przyszły do niego.
Tak prędko wybiegł na ulicę, że nie zauważył dorożki stojącej przed bramą, niezwykły fenomen na tej ulicy i przed takim domem.
Nie zauważył także czterech ludzi stojących po obu bokach bramy, a którzy, zobaczywszy go, schwycili za kołnierz i wpakowali do dryndy, zanim jeszcze dotknął nogą bruku.
Jednym z tych ludzi był odrażający Gołąbek, a jednym z tych co go trzymali za ręce, był mały brunet z wąsami, którego poznał bezzwłocznie po niewyraźnych wskazówkach Elizy, że to ten, co podciął skrzydła aniołowi Gabrjelowi.
W ciągu dziesięciu minut dorożka zatrzymała się przed prefekturą policji, a po półtory godziny spędzonej w areszcie, gdzie zastał swych współpracowników i przyjaciół, Brin-d’Aciera, Carmagnola, Avoina i Papillona, wszedł jakeśmy to już powiedzieli do gabinetu pana Jackala o samej dwunastej.
Łatwo można było zrozumieć, iż dostatecznie uwiadomiony przez swych towarzyszy o wczorajszych aresztowaniach, Gibassier, musiał mieć nie tęgą minę.
— Gibassier, wyrzekł pan Jackal z twarzą głęboko zasmuconą, bardzo żałuję, wierzaj mi, że jestem zmuszony usunąć cię na czas jakiś na bok. Słońce wielkomiejskie trochę ci przewróciło w mózgu, mój dobry przyjacielu, i