Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2043

Ta strona została przepisana.

— Zawsze jak chcesz. Trudno o zgodniejszego człowieka odemnie.
— A więc, powiedział Gibassier, który spostrzegłszy, że nie może inaczej uczynić, pogodził się ze swym losem, kiedy tak, to dobrze, wybieram Tulon, bez pary.
— Niestety! westchnął pan Jackal, jeszcze jeden przymiot drogocenny tracisz Gibassierze. Chcę mówić o wdzięczności, albo przyjaźni, jeżeli tak wolisz. Jakto! czyliż serce twoje bez rozdarcia patrzeć będzie, jeżeli pewnego towarzysza galer przykuję do innego a nie do twego łańcucha?
— Co pan mówisz? zapytał złoczyńca, który nie rozumiał do czego pan Jackal zmierza.
— Czy to podobna! niewdzięczny Gibassier! żebyś mógł tak zupełnie zapomnieć o aniele Gabrjelu, kiedy dwadzieścia cztery godzin temu zaledwie byłeś drużbą na jego weselu?
— Nie omyliłem się, szepnął Gibassier.
— Ty się rzadko mylisz, kochany przyjacielu; trzeba ci tę sprawiedliwość oddać.
— Byłem pewny, że to na pańskie rozkazy został aresztowany.
— Na moje, w samej rzeczy. A czy wiesz, dlaczego kazałem go aresztować?
— Nie, odpowiedział otwarcie złoczyńca.
— Za drobnostkę, która nie ma żadnego sensu, a która jednak potrzebuje maleńkiego skarcenia, żeby go nauczyć, jak ma postępować. Czy uwierzysz, że podczas, gdy proboszcz od św. Jakóba, dając mu ślub, podawał do pocałowania patynę, wtedy on ukradł mu chustkę i tabakierkę. Jak można być tak lekkomyślnym! Tak, że ksiądz, który niechciał robić w kościele skandalu, spokojnie dokończył obrzędu i w pół godziny potem zaniósł do mnie skargę. Czy wierzysz teraz w cnotę aniołów! I oto właśnie, dlaczego jesteś niewdzięczny, kiedy nie prosisz ze złożonemi rękami, żeby cię przykuli do tego samego łańcucha, co tego młodego wartogłowa, któregobyś dokończył edukacji.
— Kiedy tak, wyrzekł Gibassier, to cofam moją prośbę. Proszę o Tulon i o parę.
— Otóż to rozumiem! poznaję nareszcie w tobie Gibassiera, dziecię mojego serca. A! cóżby to za człowiek był z ciebie, gdybyś był w innej szkole! ale cóż, zgnębili cię