Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2044

Ta strona została przepisana.

klasyczną lekturą, a nieznane ci są pierwsze zasady nowożytnej szkoły. Otóż to cię zgubiło. Ale nie wszystko jeszcze stracone, a strata jest może do powetowania. Jesteś młody, możesz się uczyć. Patrzaj, w chwili gdyś wchodził, myślałem o utworzeniu obszernej bibljoteki na pożytek wszystkich takich wydziedziczonych. I właśnie teraz przychodzi mi na myśl, iż gdybym zamiast skuć cię z aniołem Gabrjelem, dał wam tylko lekkie łańcuszki, a od chwili waszego przybycia, wyniósł was na najwyszukańsze, najkorzystniejsze stanowisko, policzył was do rzędu „piśmiennych” to jest pisarzy? Nieprawdaż, jakie to śliczne posłannictwo, którego przedmiotem jest korespondencja towarzyszów nieumiejących pisać, ponieważ tym sposobem można stać się powiernikiem ich najskrytszych tajemnic, być im radą, podporą? Cobyście powiedzieli o podobnej łasce?
— Pan mnie obsypujesz dobrodziejstwy! wyrzekł tonem w połowie ironicznym, w połowie poważnym złoczyńca.
— Zasługujesz na nie, powiedział z przesadzoną grzecznością pan Jackal. A no, więc rzecz skończona, możecie się obydwaj uważać za pisarzy urzędowych. Czy masz, dopóki jesteśmy razem, jeszcze jakie życzenia, jakie prośby do przedstawienia mi?
— Mam jednę, rzekł poważnie Gibassier.
— Mów, kochany przyjacielu; ja sobie głowę łamię żeby znaleźć coś takiego, coby ci było przyjemnem.
— Ponieważ Gabrjela, mówił złoczyńca, aresztowano wczoraj wieczorem, nie miał więc czasu zobaczyć się po ślubie ze swoją żoną. Czy nie zawiele będzie z mej strony, gdy pana poproszę, żeby się ona z nim widziała, zanim małżonek pojedzie na Południe?
— Owszem, kochany przyjacielu. Będzie go widywać codziennie zanim odjedzie. Czy to już wszystko Gibassier?
— Jest to dopiero pierwsza część mojej prośby.
— Obaczmy jaka jest druga?
— Czy pozwolisz jej pan zamieszkać pod tym samym południkiem co jej mąż?
— Zgoda i na to Gibassier, chociaż druga połowa twej prośby gniewa mnie o tyle, o ile mnie pierwsza zachwycała. W pierwszej połowie okazałeś bezinteresowność, przemawiałeś za nieobecnym przyjacielem, gdy w drugiej twoje widoki wydają mi się interesowane.