Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/2054

Ta strona została przepisana.

jego niewiary i zdrady? Jest to dowód pewniejszy, niżeli potrzeba, dowód materjalny! Gdzieżbym go indziej znalazła? Gdybym mu rzekła: „Wiem wszystko; jedziesz z nią jutro! Nie jedź, bo pożałujesz!“ zaprzeczy, jak już zaprzeczył! Pójść zaś do owej Zuzanny i powiedzieć: „Jesteś istotą nikczemną; uprowadzasz mi męża!“ rozśmieje się, opowie mu całą przygodę i będą się śmiać ze mnie oboje! Kamil śmiać się będzie ze mnie!... Lecz jaką ta potwora posiada tajemnicę? jakim sposobem potrafiła rozbudzić w nim miłość tak wielką, w tak krótkim czasie? Jakiż to czar posiada? Nie jest ani tak młoda, nie ma tak pięknych czarnych włosów jak ja, ani wogóle nie jest tak jak ja piękną.
Tak rozmyślając, kreolka podeszła do stojącego lustra i przyglądała się bacznie, żeby się przekonać, czy cierpienie nie odjęło jej urody i czy mogłaby z korzyścią dla siebie walczyć z panną Zuzanną de Valgeneuse. Po długiem rozpatrywaniu się dwie łzy zabłysły w jej oczach.
— Nie, zawołała, łkając, nie, nigdy nie zrozumiem dlaczego pokochał tę kobietę!... Cóż robić? Gdybym spróbowała zabrać go mimowoli, to ucieknie i złączy się z nią! Wreszcie, gdyby nawet zgodził się pojechać ze mną, czyż nie ciągnęłabym trupa mej przeszłości za sobą? nie byłożby to widmo naszej miłości? A wróci jeszcze tego wieczora, lekkomyślny, niedbały jak zazwyczaj. Pocałuje mnie w czoło jak codziennie O! zdrajco, kłamco niegodziwy! ja to raczej powlokę się jak cień za tobą, aż do chwili, w której mieć będę dowód zbrodni twojej! Ucisz się więc, moje serce i zacznij bić dopiero, aż zostaniesz pomszczone.
Młoda kobieta otarła łzy i zaczęła układać plan zemsty.
Zostawmy ją w spokoju aż do wieczora i przejdźmy do chwili, gdy Kamil różowy, lekki, niedbały, jak go ona nazywała, wszedł do jej sypialni. Zastał ją, jak wczoraj, stojącą na środku pokoju i jak wczoraj, powiedział do niej, całując ją w czoło.
— Jakto? jeszcze nie jesteś w łóżku o tej godzinie, moja pieszczotko? Ależ to już pierwsza z północy, dziecko ukochane!
— Wszystko mi jedno! odrzekła chłodno pani de Rozan.
— Ale mnie nie wszystko jedno, mój aniołku, podjął Kamil, nadając słowom swoim znaczenie największej czu-